Idealny partner czy idealna partnerka — kto to właściwie jest?
No właśnie, na ten temat można by długo dyskutować, ale jedno jest pewne. Definicja idealnego partnera nie istnieje, a już na pewno nie istnieje sam w sobie „idealny partner”. To złudne wrażenie dostarczane nam przez seriale, telewizję czy gazety lub radio. Mówiące o tym, że gdzieś tam czeka na nas ktoś, to bzdurki. A zdałem sobie z tego sprawę obserwując samego siebie podczas bycia singlem. Wcześniej będąc w kilkuletnim związku z cudowną kobietą. A wreszcie patrząc na znajomych, ich rodziny i te związki, które już od dawna nawet na siebie nie patrzą. Aż chciałoby się zacytować genialny fragment utworu „Kopi Luwak” (aut. Tetris). „Tańczyłem na kilku weselach dziś nieaktualnych, byli cudowni starzy i lima z wypożyczalni. Wszyscy tacy poważni, tylko związek wolnym żartem — shit happens, dzięki za wódeczkę i darmowe żarcie…”
Nie jest to wpis mówiący o tym, że świat jest zły, a miłość nie spotka każdego. Oczywiście, że nie spotka. Nikomu z nas nie należy się „miłość z przydziału”. Sporo z nas pewnie umrze samotnie, nigdy nie zaznając prawdziwiej miłości. Po co więc dodatkowo utrudniać sobie życie? Po co podnosić już i tak niebotycznie zawieszoną poprzeczkę? Bezsens.
Przez moją samotność przestałem dostrzegać rzeczywistość taką jaka jest. Złudne zaślepienie i poczucie „bycia blisko kogoś” sprawiło, że moja głowa przestała rejestrować fakty. Zapomniałem o racjonalności, może przez to, do dziś odczuwam skutki wszystkich moich relacji z kobietami. Kiedy to przestałem dostrzegać i cieszyć się codziennością? Co po drodze wydarzyło się w naszych głowach? Człowieka z krwi i kości, z którym chcieliśmy spędzić życie zamieniamy na pewną normę? A dodatkowo jakoś nam ta osoba „szarzeje” i powszednieje? Lub – co gorsza – wymieniamy go na wymyślony obraz nieistniejącego księcia lub królewny?
Mój obraz idealnego partnera, czy partnerki wziął się z problemu z dostrzeganiem rzeczywistości taką, jaką jest
W jednym z ostatnich wpisów mówiłem o Fajnej Jadzi i o tym, że cuda się zdarzają. Możesz znaleźć ten wpis pod TYM linkiem. I żeby była jasność, Jadzia z Bydgoszczy to naprawdę cudowny i piękny człowiek! To, że moja rzeczywistość zakrzywiła się będąc obok niej i poznając ją wzięło się z braku poczucia własnej wartości. O nim również pisałem w tamtym wpisie. A to, że idealnie „wstrzeliła się” w obraz „idealnej kobiety”, z którą potencjalnie mógłbym spędzić jakąś część życia i wiem, że dogadywalibyśmy się, to moja największa pomyłka. Właściwie to pomyłką było zbudowanie sobie w mojej głowie obrazu. Obrazu kogoś, kto nie istnieje fizycznie, a jedynie w moich myślach. Dodatkowo jest zlepkiem wszystkiego co do tej pory stanowiło główne deficyty w moim życiu. Było obrazem wszystkich moich pragnień. A w szczególności tych, które przez lata były skutecznie zaniedbywane przeze mnie, jak również przez moje otoczenie.
W takim równaniu stronę „iksów” stanowią te wszystkie braki, ułomności, deficyty i pragnienia, które stworzyły mi obraz IDEALNEJ JADZI, a po pojawieniu się fajnej Jadzi w moim życiu, bez najmniejszego kłopotu dopasowałem sobie wymarzone cechy partnera, do „wzoru” i zagrało… Na właściwych strunach. Co oczywiście w późniejszym czasie i efektach okazało się destrukcyjne do cna.
Idealny partner, a idealizacja partnera
To nie jest tak, że temat kreowania wizji kogoś cudownego, kto nie istnieje dotyczy tylko słabych przeciętniaków mojego pokroju. To raczej dość powszechny kłopot, który swoje korzenie ma po części w tym jak zostaliśmy nauczeni postrzegać świat lub wychowani, co nas w życiu spotkało, czego od tego życia oczekujemy, a w efekcie jest zlepkiem tego wszystkiego. Przyjrzyjmy się na moment temu zagadnieniu bliżej.
Jeszcze bliżej…
Jeszcze!
Idealizacja — czym właściwie jest? I jaki powinien być idealny partner?
Jak podaje nam słownik języka polskiego, to definicja idealizacji brzmi następująco: «wyobrażanie sobie lub przedstawianie czegoś jako dużo lepszego niż w rzeczywistości». Koniec definicji. Powiedziałbym, że to również jakiś dość konkretny opis zaburzenia psychicznego. Jeżeli, ktoś wyobraża sobie lub widzi cokolwiek, co jest sprzeczne z rzeczywistością i faktami, to musi mieć niezły „hałas na strychu”… W sensie problem z głową. Ja na pewno ostatnio doświadczyłem tego właśnie problemu. I siedząc kilkanaście dni w ciszy i samotności w Ashramie w indiach odkryłem prawdę.
Nie prawda — nie odkryłem. I w Ashramie też nie byłem, ale dostrzegłem pewne zależności i okoliczności, które sprzyjają postępowaniu w taki sposób i bezczelnemu wypieraniu rzeczywistości.
Warto jeszcze dodać, że słownik języka polskiego podaje definicję czasownika, utworzonego na bazie rzeczonika – idealizacja. Idealizować, czyli: 1. «przypisywać komuś lub czemuś cechy doskonalsze od rzeczywistych»
I tu proszę Cię o moment refleksji i skupienia. To nie jest kreowanie lub wyczekiwanie na idealnego partnera, to chora iluzja dodawania komuś, czegoś, czego nie posiada. I na tym narazie zakończmy.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego idealizujemy partnerów?
Po części napisałem o tym już chwilę temu. To braki, których doświadczamy, sytuacje przeżyte przez nas w życiu, napotkane osoby i wszystko to, co na co dzień nam doskwiera powoduje, że nagle wydaje się, że ta idealna w naszym mniemaniu iluzja człowieka rozwiąże te wszystkie problemy. Jak za dotknięciem magicznej różdżki. I pewnie, że można powiedzieć, że zdarzają się sytuacje, że ludzie znajdują swoją drugą połowę jabłka… Jeżeli jednak ktoś ma takie oczekiwania i wizje względem drugiej osoby, ona się pojawia, to pytanie brzmi: w której połówce jest robak?
Czym grozi idealizacja lub idealizowanie partnera?
Nie ma jednej i uzasadnionej przyczyny tego stanu rzeczy, a na pewno nie ma jednej, konkretnej konsekwencji za tym idącej. Od rozczarowania, przez zgrzyty i nieporozumienia, po wielkie życiowe tragedie. Rozwody i dramaty rodzinne. I nie byłbym sobą, gdyby na potwierdzenie tych moich wydumanych rozmyślań nie szukał jakiegoś rzeczywistego dowodu. Oto i on i nie będę go tu interpretował. Pod TYM linkiem znajdziecie komunikat z badań CBOS, w którym dość jasno i klarownie przedstawione są dane dotyczące rozpadających się małżeństw, a także dane przyczyn podawanych jako powody tych rozwodów.
Dodatkowo podrzucam świetny artykuł Anny Frydrychewicz, który jest dostępny pod TYM linkiem. Ania w genialny i prosty sposób ujęła skutki idealizacji partnera, których ja dla potrzeby sytuacji oraz ze zwykłego lenistwa nie będę powielał.
Idealny partner, czyli książę na białym koniu oraz prostota świata i ludzi
No właśnie, wszyscy chcielibyśmy tego samego. Spokojnego życia, radosnego i pełnego. Miłości płynącej ze strony drugiej osoby. Damy rodem z amerykańskich bilbordów lub mężczyzn bijących do nas z okładek magazynów mody…
Książę na białym koniu to nie idealny partner! On nie istnieje…
Problem wydaje się być dużo bardziej poważny, a z dużą pewnością mogę powiedzieć nawet, że nie do rozwiązania. Albowiem nie jest to problem, że poszukujemy tego idealnego lub idealnej. Nie ma znaczenia to, że kreujemy i wyobrażamy sobie niemożliwe. Nie jest nawet w tym pędzie idiotyzmu ważne to, że te ideały nie istnieją. Problem leży w nas. Życie i rzeczywistość pokazuje i udowadnia codziennie, że „zmieniamy partnerów na innych, a okazuje się, że zmieniają się tylko imiona, a problemy pozostają te same, bo są w nas”. To my jako Ci nieudolni i nieporadni, którzy być może ciągną za sobą zbyt duży bagaż doświadczeń, nieprzepracowane problemy i ułomności, sami sabotujemy swoje działania. To my, nie kto inny podkładamy sobie nogę w momencie poznania tego ideału w naszym mniemaniu.
Nie da się być z ideałem, nie będąc idealnym. Zawsze któreś będzie musiało iść na ustępstwa. Co gorsza, nie ma ideałów, a my idealni nie jesteśmy. It’s too complicated. Idealny partner to pogoń za wyobraźnią.
Zrobiliście sobie bożków z ludzi…
To już chyba klasyk, i trochę mi wstyd o tym pisać, ale byłoby nierzetelnym nie wspomnieć chociaż krótko. W dobie dzisiejszych mediów społecznościowych, mediów tradycyjnych, reklam i czasów jakich dożyliśmy, gdzie większość świata promuje kult piękna i doskonałości, stajemy naprzeciw globalnego problemu — kompleksu małego penisa. Próbujemy ludziom coś udowadniać, zabiegamy o ich uwagę, porównujemy się i nabieramy przekonania, że inni dookoła to wzory do naśladowania i osoby, które wiedzą jak żyć. Ślepo kopiujemy to co robią, powielamy błędy, a na koniec zastanawiamy się dokąd ten teatrzyk zmierza. I finalnie okazuje się, że donikąd, a to wszystko było jedynie pustą i bezsensowną inscenizacją życia. A jeżeli nikt z Was tak nie robi, ani żaden Twój kolega, koleżanki siostry brata syn, to wiedz, że jestem jedyny… Kiedy życie postanowiło mi zweryfikować moją rzeczywistość rozsypała się jak sen w „Incepcji”.
Świat jest prosty i rządzi się prostymi zasadami, nie ma w nim miejsca na ideały, takie jak idealny partner lub partnerka…
To, że światem rządzą proste zasady od milionów lat, to żadna nowość. I z tego całego lenistwa i przyzwyczajenia popełniamy te same głupie błędy… Nie będę udawał, że nie przeraża mnie wizja patrzenia na społeczeństwo. To samo w którym wiele osób w dalszym ciągu posługuje się stereotypami. I że budują oni wizję swojej rzeczywistości na podstawie kompletnie bezsensownego i nieefektywnego obrazu rzeczywistości. Zasady które rządzą światem naprawdę nie zmieniły się. I nie ma w nich rewolucji od dawien dawna.
Oczywiście technologia i postęp cywilizacyjny znacząco ułatwiły funkcjonowania w tym świecie. W świecie do którego nie jesteśmy przystosowani. Nie zmienia to faktu, że same zasady funkcjonujące na co dzień nie pojawiały się już dawno temu. Prawdę mówiąc, to ciągle chodzi mi po głowie pytanie, które jednoznacznie rozwiązałoby wszelkie problemy związane z idealizacją. Chodzi głównie o to, dlaczego wciąż dążymy do ideałów skoro z założenia droga ta jest błędna i nie ma końca?
Bierzemy co popadnie, bez zastanowienia…
To chyba najgorszy problem. Najbardziej toksyczny i wyniszczający ze wszystkich. To chyba problem, który trawi większość par i związków, które obserwuję, właściwie to ludzi których obserwowałem. Obserwuję i tych, którzy byli i są w moim otoczeniu. To problem związany z tym, że najczęściej bierzemy co popadnie. I oczywiście, że można się teraz przyczepić. No jak to!? Przecież mówisz o tym, że ideałów nie ma. A z drugiej strony mówisz, że ludzie biorą to co popadnie. Zdecyduj się! Ok. To żadna nowość.
Co popadnie, ze skrajności w skrajność
Od wieków posługujemy się skrajnościami. Do tego stopnia, że dziś doczekaliśmy czasów w którcyh grupa ludzi w imię uprawiania polityki naszego państwa podzieliła nas na dwa obozy. W ramach których jesteśmy w stanie skoczyć sobie do gardeł i nienawidzić siebie nawzajem. Kiedyś tymi skrajnościami było dla przykładu zaatakować albo uciekać. Dzisiaj nieco różnią się te opcje, ale to dalej te same działania. Opierają się w większości na dwóch propozycjach. I to dziwne, bo świat nie jest czarno-biały. To przerażające, że tak wiele wyborów oraz sytuacji codziennych sprowadza się do skrajności. Zauważyłem, że często ludzie, wybierając swoich partnerów, wybierają ich spośród najbliższego otoczenia.
I to moim zdaniem pojawia się problem. Jeżeli to otoczenie, to tylko jakieś zajęcie poza pracą, praca właśnie, towarzystwo znajomych lub wspólne podwórko, to istnieje wysokie ryzyko, że po zniknięciu tego jednego elementu łączącego to dwie osoby może się okazać, że nie mają osobą kompletnie niczego wspólnego. I tu nie chcę za daleko wybiegać. Odsyłam cię raz jeszcze do raportu CBOS, który umieściłem kilka akapitów wcześniej. Jeżeli po latach małżeństwa jako główną przyczynę rozpadu związków ludzie podają niedopasowanie charakterów, to martwi mnie to w jaki sposób doszło do tego związku. Mogę jedynie domyślać się, że w takiej sytuacji wybranie partnera na podstawie jakiegoś drobnego pojedynczego impulsu lub na podstawie dużego impulsu. Niestety wciąż pojedynczego.
Nie wiem dokąd zmierza dzisiejszy świat. Nie uzurpuję sobie prawa do decydowania o tym kto ma co robić ze swoim życiem. Mało mam w tym temacie nic do powiedzenia. Patrząc jednak na to wszystko, co się dzieje dookoła, mocno się obawiam tej rzeczywistości. Doczekaliśmy się czasów w których decyzje o spędzeniu z kimś życia podejmujemy na podstawie wybiórczych informacji, co mocno łączy się z tematem który dziś poruszam.
A gdyby tak odwrócić role? Co, jeżeli ten idealny partner to ja?
Naprawdę długo zastanawiałem się i rozmyślałem jak możnaby było ominąć ten problem lub go rozwiązać. I oczywiście może być tak, że to wcale nie jest dobre rozwiązanie. Niemniej jest to dla mnie odwrócenie schematu, a to zawsze się liczy, jeżeli podejmuje się próbę zrobienia czegoś w sposób innym niż dotychczas. Zastanawiałem się co by było gdyby odwrócić całkowicie rolę. Odwrócić paradygmat związku i podejść do niego z zupełnie innej perspektywy. Zastanawiałem się, co można zrobić, żeby zamiast brać i oczekiwać, dawać i proponować?
Co ja mogę wnieść do związku? Jak ja mogę stać się idealnym partnerem?
Niejednokrotnie już podkreślałem, że walczę ze swoją ułomnością i byciem roszczeniowym skurwysynem. To nic nadzwyczajnego, że jako pierwsze do głowy przyszło mi to, co mogę zaoferować drugiej stronie. Jakim człowiekiem jestem? Czy to, co robię na co dzień zbliża mnie do tego, żeby ludzie obok mnie byli szczęśliwi i zadowoleni? Jakie prawdy i wartości którymi posługuje się na co dzień są istotne i czy to coś pożądanego, czy raczej destrukcyjnego? Czy może pytanie dotyczące tego, jak ja mogę stać się dla kogoś tym idealnym partnerem?
No to jak mogę stać się idealnym partnerem?
Nie będę po raz kolejny powtarzał i tłukł ci do głowy, że większą frajdę i radość sprawia dawanie komuś tego czego być może nigdy nie doświadczył lub tego, co sprawia mu przyjemność. Nie będę również po raz kolejny przerabiał tematu dotyczącego tego, że prawdziwą miarą człowieka dla mnie jest to jak wiele jest w stanie dać drugiemu człowiekowi i jak mocno go wspierać, żeby osiągnął coś o czym Ty nawet nigdy nie mógłbyś sobie pomarzyć.
W obliczu takiego podejścia i takiego stanu rzeczy mało istotne wydaje się być to, czego oczekujesz, szukasz i próbujesz odnaleźć w partnerze. Nagle bardzo istotne staje się to co możesz zaofiarować ze swojej strony. A jeżeli jesteś już w stanie zaoferować cokolwiek, czego druga strona by potrzebowała lub chciała, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że łączyć was będzie o wiele więcej, aniżeli tylko grono wspólnych znajomych lub ulubione miejsce do spędzania czasu. A to wydaje mi się być dużo bardziej sensownym rozwiązaniem. Chociaż zawsze mogę się mylić lub pierdolę głupoty.
Związek i miłość nie należą się każdemu z przydziału
I tak jak już wspomniałem wcześniej nikomu nie należy się miłość z przedziału. Większość z nas po prostu zdechnie nigdy nie znając prawdziwej miłości, ani nawet uczucia zbliżonego do niej. Mamy w tym wszystkim jednak dosyć zasadniczy wybór. Chodzi oczywiście o podejście. Przez całe życie możesz gonić za czymś, czego nigdy nie osiągniesz. Możesz gonić za wyimaginowanym obrazem idealnej partnerki lub partnera, a nigdy nawet nie zbliżyć się na moment do tego obrazu, ponieważ wizja tej osoby będzie nierealna, a osoba ta nie będzie istnieć. Z drugiej jednak strony możesz zastanowić się nad tym co jesteś stanie zaoferować drugiemu człowiekowi. I nie chodzi tu już nawet tylko i wyłącznie o partnera lub partnerkę. Chodzi o ludzi dookoła ciebie. Czy to ma sens? Nie wiem. Wiem natomiast, że na pewno nie ma sensu podążanie i poszukiwanie czegoś lub kogoś, kto nie istnieje…