Praca, a życie…
No właśnie. Spędzamy tam większość życia. Praca niezależnie od zawodu, kwalifikacji i umiejętności zajmuje i jest elementem z którym mamy na bieżąco do czynienia. Jedni miej drudzy bardziej. Oczywiście są też tacy, którzy w dupie mają obowiązki i ten wpis do nich nie przemówi, a nawet ten blog. Nie przemówi do nich nawet zagłada ludzkości, więc szkoda czasu na usterki w programie. Porozmawiajmy więc o tych, co to na co dzień biadolą i marudzą, bo są nieszczęśliwi w związku ze swoim życiem zawodowym.
Nie wiem w jakim stopniu Ty jesteś szczęśliwy i zadowolony ze swojej pracy, ale wiem, że jest to bez znaczenia, jeżeli uważasz, że wszystko mamy zapisane w gwiazdach. Oczywiście, że tak jest i nie ma co do tego wątpliwości. Podobnie jak jasne jest to, że masoni i żydzi przejęli władzę nad płaską ziemią i dążą do NWO!
Zaczynam odlatywać więc wróćmy do istoty tego tekstu. Mój Drogi Czytelniku, dlaczego nie robimy tego co chcemy w życiu robić? Pominę już fakt, że niewiele osób chce płacić za oglądanie telewizji, ale jeżeli jesteś jednym z takich wymagających, to z największą pewnością powinieneś zamknąć okno przeglądarki i udać się do jakichś ciekawszych zajęć. Możesz na przykład obrać mamie lub partnerowi ziemniaki… Nieważne!
Dlaczego nie robimy tego co chcemy i skąd pogląd, że praca uszczęśliwia?
No! Przecież „Arbacht macht frei” i w ogóle! Spędzamy całe lata nad tym, żeby uczyć się w szkole, na studiach i w życiu różnych umiejętności. To żadne odkrycie, ale powiedz mi — czego Ty się nauczyłeś? Nie mówię o konkretnym fachu. Powiedz mi co przez te lata sprawiało Ci największą frajdę? Dlaczego wybrałeś akurat te studia? Zaciekawiły Cię, czy może uznałeś, albo ktoś powiedział, że jest po nich dobrze płatna praca? Być może dołączyłeś do grona osób, które wylądowały w McDonalds po zakończonych studiach, albo jesteś mega personą i zajmujesz jakieś ważne stanowisko.
I w jednym i w drugim przypadku, to kompletnie nieistotne gdzie pracujesz i jak. Najistotniejsze jest to, czy wstajesz rano z myślą, że to kolejny dobry dzień, czy raczej z myślą o morderstwie popełnionym na menedżerze średniego szczebla. Kiedy wybija czas końca pracy, to czuć za Tobą pęd powietrza przy ucieczce, czy może po prostu sobie siedzisz i coś tam dalej rozkminiasz?
Jak Ci leci w pracy?
A w pracy? Czy spoglądasz ciągle na zegarek? Żyjesz od początku do przerwy i od przerwy do końca? A może wręcz cieszy Cię każda minuta? Czy praca daje Ci satysfakcję? Każde zadanie realizujesz z poczuciem WOW, jest świetnie? Jeżeli tak, to mega mi miło. Jeżeli nie, to znaczy, że coś w tej układance nie funkcjonuje tak jak powinno. Pewnie, że teraz każdy może się obruszyć i stwierdzić, że takie pierdolenie o niezadowoleniu lub spełnieniu w życiu zawodowym, to mogę sobie wsadzić w dupę. Trzeba zarabiać na chleb dla trójki dzieci, a poza tym spłacać kredyt hipoteczny. No cóż — nie trzeba było robić bachorów i kupować mieszkania BIEDAKU, jak Cię na to nie stać.
I z góry zaznaczam, że zdaję sobie sprawę z różnych losowych sytuacji w życiu, ale nie o skrajnych sytuacjach tu ten monolog się toczy, a o olbrzymiej większości społeczeństwa. Jakoś nie widzę dookoła, żeby każdy opiekował się schorowanymi rodzicami, dzieckiem z upośledzeniem albo partner lub partnerka oszukała kogoś na miliony i zostawiła z długami. Wiem, że to się dzieje, ale są to skrajne przypadki. Większość z nas ma dwie ręce, dwie nogi i jest zdrowa bez większych problemów na karku. No może poza tymi, które sami sobie na siebie sprowadziliśmy — ale to nie powód do strzału w głowę, więc skończ pierdolić.
Nawet nie wiesz co Cię cieszy!
Tak. Owszem. W tym pędzie codzienności w której się zagubiłeś nie wiesz nawet co Ci sprawia radość. Nie masz nawet czasu na to, żeby zastanowić się, czy jesteś zadowolony. To dopiero parodia. Mieć życie w którym na nic nie masz czasu i jesteś zajęty, a potem gadać o tym, że nie masz czasu na nic i ciągle jesteś zajęty… I nieszczęśliwy. A nawet nie wiesz, co naprawdę czujesz.
Taka idealna praca chyba istnieje. Nie jestem pewien, bo kilka lub kilkanaście przykładów z życia mojego, lub moich najbliższych nie jest żadną wytyczną. Śmiem jednak mieć przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby każdy z nas miał choć trochę otwarte oczy, to byłby w stanie bez najmniejszego problemu znaleźć miejsce idealne dla siebie. I nie mówię tu o jakimś wyidealizowanym świecie, gdzie każdy jest szefem i dyrektorem. Mówię o sytuacji w której każdy z nas ciężko tyra, haruje jak wół, uwija się jak pracowita pszczółka, a to wszystko z uśmiechem na gębie i satysfakcją oraz spełnieniem.
Wylatujesz z hukiem
W jednym ze wpisów wspominałem o tym, że pracowałem w jednym z największych call center w Polsce i zostałem stamtąd wyrzucony. Dla jasności również dodam, że powód zwolnienia to kwestionowanie metod pracy i podważanie kompetencji przełożonych. Możesz o tym przeczytać TUTAJ. A jak nie chce Ci się czytać, to nieważne. Tu nie chodzi o sam fakt, a to jaka to była praca. Przez większość dni oprócz ciężkiej pracy była to dla mnie nieustająca zabawa. Spędzałem tam często 9-10 godzin dziennie szczególnie w ostatnie dni miesiąca, kiedy trzeba było rozliczać i domykać sprzedaż.
Mając w głowie fakt, że nie czuję się tam jak w pracy, a jak w Wonderland mogę stwierdzić, że to było jedno z najpiękniejszych doświadczeń w moim życiu. Każda minuta była świetna, nawet jak nie było spoko i były kłopoty, to i tak było świetnie. Dużym elementem tego sukcesu było to, że ja po prostu lubiłem tę pracę. Szkolenie handlowców było dużym wyzwaniem, które idealnie wpasowywało się w moje umiejętności i predyspozycje. Tam nauczyłem się rozmawiać z ludźmi. Rozmawiać, słuchać damn…
Praca tu, praca tam…
Potem była emigracja i własna firma w Wielkiej Brytanii. To też był świetny czas, który wiele mnie nauczył. To temat na osobny wpis. Wróciłem do kraju i po jakimś tygodniu skontaktował się ze mną jeden z moich pracodawców sprzed lat, abym wziął u nich posadę na zastępstwo, bo nie chcą brać nikogo z zewnątrz. To również pokazuje jak dużo daje bycie fair i generalne „niebycie chujem”. Po zastępstwie z polecenia trafiłem do jednej z największych firm działających w branży produkcyjno-logistycznej gdzie nawiązałem świetne znajomości z dyrektorem HR. I głównym dyrektorem logistyki. Dwie niesamowite osoby, które wywróciły moje spojrzenie na bycie pracownikiem i człowiekiem.
W międzyczasie bliska mi osoba wspomniała o tym, że w jej firmie poszukują osoby na stanowisko operatora drukarni. Wiedziałem czym zajmuje się firma, znałem ją, ponieważ pracował w niej mój bliski człowiek, ale miałem mnóstwo wątpliwości, ponieważ z grafiką i drukiem miałem tyle wspólnego, co z byciem astronautą.
Mając jednak podejście ciekawskiego inteligenta zgłosiłem się i spotkaliśmy się na rozmowie kwalifikacyjnej. I tu zaczyna się kolejna wielka przygoda mojego życia.
Jak wygląda idealna praca i rozmowa kwalifikacyjna?
Przyszedłem na spotkanie. Usiedliśmy w biurze i klasycznie liczyłem na sztywną i konkretną rozmowę o stanowisku. Tak się nie stało. Przez prawie dwie godziny rozmawialiśmy o zajawkach. O tym czym się zajmuje w życiu. Czym jara się szef oraz jakie są plany przyszłościowe firmy. Co nas oboje kręci i w co wierzymy. Jaki pogląd na świat i pracę mamy, a przede wszystkim jakimi kierujemy się wartościami. To znów był Wonderland. Oboje odpłynęliśmy totalnie.
I po całej rozmowie o tym raczej, jakimi jesteśmy ludźmi pogadaliśmy krótko o stanowisku i wynagrodzeniu. Mimo moich obaw i braku doświadczenia dostałem jasną informację, że mam czas na naukę i żebym się nie martwił szkoleniami i wdrożeniem. Uścisnęliśmy ręce po rozmowie i szef powiedział, żebym pojawił się od nowego tygodnia. Ustaliliśmy jednak termin na przyszły miesiąc, musiałem przygotować mojego poprzedniego pracodawcę i stanowisko do mojego odejścia.
Jako że byłem tam szeregowym pracownikiem nie było to trudne i wymagające zadanie, nie zajęło to dużo czasu. Jak zwykle z dużym wyprzedzeniem i absolutną szczerością udałem się na rozmowy z moimi przełożonymi. Powiedziałem jak sprawa wygląda. Z racji tego, że chciałem tworzyć treści (co również robię w obecnej firmie) i wiążę z tym swoją przyszłość moi poprzedni przełożeni mimo niekomfortowej sytuacji mocno popierali moją decyzję. Z każdym z nich mam kontakt do dzisiaj, a najprzyjemniejsza rzecz wydarzyła się dzień po moim odejściu. Dyrektor HR z którą rozmawiałem podczas podejmowania pracy zadzwoniła do mnie i powiedziała, że kiedy znajdzie możliwość i środki na stworzenie dla mnie stanowiska (kreatywnego) będzie do mnie dzwonić! Nogi mi się ugięły, poczułem tak niesamowite przepełnienie dumą, że ciężko to nawet opisać.
Oni czytają tego bloga. Wiedzą, że piszę o nich. Pani Izabelo, Panie Waldemarze — wielki ukłon w Państwa stronę po raz kolejny.
Praca którą pokochałem
Minęło dopiero kilka miesięcy na nowym stanowisku. Wielu rzeczy uczyłem się od podstaw. Jak dziecko wciąż jeszcze raczkuje bardziej niż chodzę. Nie zmienia to jednak mojego entuzjazmu, a tym bardziej nie ma wpływu na firmę. Praca zawsze jest wykonana w całości. Bez żadnych strat i problemów. Poznaję branżę. Uczę się. Jaram się.
I tu warto powiedzieć o idealnym szefie. A właściwie o jego podejściu. I tylko w moim mniemaniu. Choć życzę Ci żebyś tylko na takich trafiał. Kiedyś przeczytałem, że sztuką nie jest znaleźć pracownika na stanowisko, a stworzyć stanowisko dla człowieka. Ja miałem to szczęście. Kilkukrotnie mi się to przytrafiło. Wydaje mi się, że ten idealny szef, jeżeli istnieje to patrzy przede wszystkim na to kim jesteś. Jak słusznie zauważył ktoś mądry ocenia Cię przez pryzmat tego co możesz zrobić i czego się nauczyć, a nie tego co potrafisz i umiesz. Jesteś dla niego inwestycją. I to długofalową.
Mocno w to wierzę
Mam mieszane uczucia. Nie wiem jak teraz wygląda rynek pracy. Nie wiem też jak ludzie się na nim zachowują. Wiem jednak, że więcej jest tych, którzy nie są zadowoleni ze swojej pracy. I potwierdza to choćby rotacja pracowników. Albo ilość miejsc pracy poszukujących swoich pracowników.
Jedno wiem na pewno na tę chwilę. Nie ważne ile ktoś mi zaoferuje pieniędzy. Tu wcale nie chodzi o to, ile możesz zarabiać i co z tymi pieniędzmi zrobisz. Ile czasu jesteś w stanie poświęcać swoje wartości na korzyść pieniędzy i rzeczy materialnych? Jak długo kupowane błyskotki będą w stanie przyćmić Ci zadowolenie ze swojego życia i miejsca w którym się znajdujesz, a właściwie w którym się nie znajdujesz? Nie interesuje mnie praca gdziekolwiek indziej. Zakochałem się w podejściu szefów do ludzi. Kocham tą pokręconą atmosferę i wszystkich tych z którymi współpracuje. Uwielbiam dziwne, zabawne momenty. Lubię też te ciężkie i nieprzyjemne. Wiele mi to daje. Ta firma uczy mnie być człowiekiem dla ludzi. Gdyby ktoś chciał zobaczyć czym się zajmujemy to może to sprawdzić TUTAJ.
Praca może dawać satysfakcję
Wiem, że nie wszystko i nie u wszystkich będzie wiązało się z kompletnym szczęściem i uradowaniem. Nie wszystko jest piękne. I na pewno nigdy nie będzie to tak wyglądać. Życie to jedna wielka sinusoida. Nie mniej brak negatywnych momentów może spowodować brak szczęścia w dobrych momentach. Co jednak rzeczywistość weryfikuje na swój sposób i pokazuje, że nawet kiedy spotykają nas dobre rzeczy, to nie potrafimy cieszyć się nimi we właściwy każdemu sobie sposób. Przechodzimy z nimi do porządku dziennego.
Siedzenie w pracy to dla mnie to olbrzymia frajda. Nawet teraz kończąc ten artykuł w sobotę, siedzę w pustej firmie. To miejsce daje mi sporą satysfakcję samo w sobie. I nie jest to w żaden sposób obciążające. Tak jak wspomniałem na początku artykułu à propos nierobów. Oczywiście, że znajdą się tacy, którzy uznają to za idiotyczne, ale na to ani ja, ani Ty nie mamy wpływu. Spora część świata żyje „byle do piątku”. I z największą pewnością nie ma w tym nic złego. Do momentu w którym nie trują dupy innym. Wiem jednak, że to nie jest obowiązek i jedyna słuszna droga. I jestem tego najlepszym i najgorszym przykładem.
Cytując słowa Tomka Lewandowskiego (VNM) żyję podobną ideą dzisiaj – „Pamiętam jak od wtorku dni liczyłem do piątku, tu do chilloutu. Dziś do chilloutu, liczę od piątku do poniedziałku”. Wcale nie zachęcam Cię do zmiany myślenia lub pozostania mentalnie w tym samym miejscu. Nie mam w tym żadnego interesu. Może poza tym, że będę się jarał jak cokolwiek zrobisz i będziesz z siebie zadowolony.
Zapominamy o najważniejszym
Wyobrażamy sobie szczęście jako cel sam w sobie i element oraz punkt do osiągnięcia. Podstawowy błąd logiczny polega na postrzeganiu sytuacji szczęścia jako pewnego stanu, do którego się dąży i osiąga. Nie będę się rozpisywał na ten temat, bo pisałem o tym ostatnio. W artykule dotyczącym tego czym jest bycie szczęśliwym, możesz przeczytać o tym TUTAJ. Nie mniej jak powiedział kiedyś ktoś inteligentny i bystry, stoimy u podnóża góry której wierzchołek wydaje nam się szczęściem i spełnieniem. I patrząc na niego i marząc o nim, zapominamy, że to wciąż jest góra na którą trzeba wejść. I nieważne już czy to będzie praca, rodzina, finanse, związek czy cokolwiek innego.
Na koniec zacytuję też zapomniany i często wyśmiewany fragment filmu „Chłopaki nie płaczą” w reżyserii Olafa Lubaszenko. Laska — postać grana przez Tomasza Bajera w jednej ze scen odpowiada na pytanie dotyczące szczęścia i spełnienia „W ogóle bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: co lubię w życiu robić? A potem zacznij to robić”. Można powiedzieć, że to banalne i proste. Oczywiście. To dlaczego wciąż jesteś nieszczęśliwy?
I w zasadzie tym chciałbym zakończyć. Kropka.
PS.
Walczę o każdego czytelnika. Uważam, że każdy, kto tu trafia, szuka czegoś, co mu pomoże, a takie teksty staram się tworzyć. Moja praca i idee rozpowszechniają się tylko dzięki ludziom. Spędzę znów kilka godzin, udostępniając moje wpisy, a Ty możesz to zrobić, klikając w guzik poniżej. Proszę, zrób to, jeżeli uznasz ten tekst za wartościowy.
[social_warfare]