Bycie szczęśliwym w dzisiejszym świecie
No właśnie, bycie szczęśliwym dzisiaj, to trochę jak norma. Wszyscy mogą mieć i robić wszystko, co chcą. Wszyscy są szczęśliwi i uradowani. Koniec wpisu. Dziękuję.
Ciężko było mi się do tego zebrać po miesiącu odwyku od pisania. Dodatkowo wisiało nade mną widmo upadających statystyk o których już pisałem ostatnio przy okazji powiedzenia Ci, że często myślę o Tobie — TUTAJ LINK. Przez pewien czas również zastanawiałem się nad tym, czy czasami nie zrezygnować z pisania. Takie myśli pojawiają się, kiedy nie wiesz, czy chcesz coś robić. A dodatkowo po czasie zdajesz sobie sprawę, że to nie do końca przynosi taki efekt i frajdę na jaką liczyłeś.
Straszne poczucie wewnętrznej straty czasu i zapału, problemy rodzinne i kłopoty w codziennych sprawach zgruzowały mnie doszczętnie. Wszyscy jesteśmy w tym aspekcie tacy sami. Nikt się nie wyróżnia, a na pewno nie ja. Nie ma we mnie krzty różnicy od innego Iksińskiego i podobne miałem chęci jak on. Miałem wielką ochotę jebnąć to wszystko w kąt i zająć się tym, co zawsze sprawia, że odpływam. Z ratunkiem przyszło oglądanie seriali i jawne, bezpardonowe nierobienie niczego. Trwało to jakiś czas, a dzisiaj siadam, bo poczułem, że chcę i że sobie oraz Tobie jestem coś winien, a właściwie, to czuje powinność. I to jak najbardziej w tym dobrym tego słowa znaczeniu.
Bycie szczęśliwym, to, nie cele i planowanie
I nie tylko ja mogę o tym powiedzieć. Mówię o tym w imieniu wszystkich, którzy spędzili więcej czasu nad marnie rozpisanymi kartkami ze swoimi marzeniami niż faktycznie na realizacji ich samych. I możesz się czepiać, że nie mogę uogólniać, mam to gdzieś. Lwia część z planów i marzeń nie wypala. Nic z tym nie zrobisz. I nie jest to wina tego jacy się urodziliśmy, gdzie mieszkamy albo ile mamy na koncie. Skupienie nad tym czemu się nie udaje leży tylko i wyłącznie w nas samych, a właściwie tam leżeć powinno. Bo na razie jedyne co leży, to chęć realizacji jakiegokolwiek zadania. Chujowo być mną albo Tobą, trudno. Takie mamy życie, musimy sobie radzić z tym jacy jesteśmy.
Spójrz na „bycie szczęśliwym” i spełnionym w kontekście postanowień noworocznych. To dopiero frajda. Celowo, żeby dodać pieprzu temu wpisowi, zapraszam Cię najmocniej na mój wpis dotyczący tego, „Jak zmienić swoje życie? – praktyczny poradnik”. Spora część rzeczy będzie rozwinięta w tym wpisie. Większość, a właściwie jakieś 90 procent. Tylko z perspektywy czasu i obserwacji nieudolności własnych działań.
Bycie szczęśliwym, to nie ślepe podążanie za autorytetem
Dzisiaj wiem, że bycie szczęśliwym to nie codzienność. To marzenie wszystkich lub większości w codzienności. Sam dotarłem do tego, kiedy złapałem się na tym, że autorytety, które uważałem za wzory do naśladowania nie do końca są dobrymi wyborami w kwestiach, które obszarem ich ekspertyzy nie były. Poczynając od finansów, przez związki, a na rodzinie kończąc. Pomieszanie z poplątaniem, ponieważ od niewłaściwych osób chciałem usłyszeć właściwe informacje.
Większość z tych osób marzy o swoich ideałach w podobnym zakresie co ja. Mogę jednak stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa, że to nasz pierwszy kłopot. Ufanie i uczenie się od lepszych jest bardzo ważne. Bardzo istotne jest naśladowanie pożądanych zachowań, ale nie można w tym wszystkim utracić zdrowego rozsądku. Wierzyć za bardzo. Traktować jak bożka. To prowadzi do poważnych kłopotów. Gdyby na chwilę się zatrzymać i zastanowić. Czy osoba, która jest dla mnie wzorem i ślepo podążam za jej radami i sugestiami ma faktycznie to, co ja chcę osiągnąć? A następnie zweryfikować, czy chcę się stać taką osobą? Jeżeli na oba pytania jesteś w stanie odpowiedzieć twierdząco, to nie masz powodów do niepokoju. Rób dalej to, co robisz do tej pory i słuchaj tej osoby. Jeżeli pojawi się tam natomiast chociaż cień wątpliwości, to warto przyhamować i zweryfikować swoje założenia.
Bycie szczęśliwym to nieustanna pogoń za króliczkiem
I tu są na starcie dwa poważne zastrzeżenia. Albo jest tak, że gonimy tego naszego króliczka i finalnie go łapiemy, a potem okazuje się, że to nie ten króliczek. Bardzo trafnie to opisuje piosenka z nowej płyty Dariusza Szlagora (Vixen) pt. „Sorry” – możecie ją sprawdzić pod TYM linkiem, bardzo polecam. Z drugiej zaś strony gonimy go lata całe, w końcu łapiemy i okazuje się, że pogoń była fajniejsza niż schwytanie i cały obraz szczęścia rozpada się w drobny mak. Oczywiście są i tacy, którzy króliczka chcą gonić i gonią go jedynie myślami, a właściwie żyją marzeniami o marzeniu pogoni za króliczkiem… Taka incepcja incepcji marzenia o szczęściu.
To chyba podstawowy błąd wszystkich, mój również. Przez całe lata rozumiałem szczęście jako stan „do osiągnięcia”. Jako coś, co można zdobyć. Dzisiaj wiem i ostrzegam innych — to kłamstwo. Szczęścia nie da się złapać i zatrzymać. Mówią, że można albo mieć ciastko, albo zjeść ciastko. Za jednym wyjątkiem-kogoś chorego na nowotwór, po udanym leczeniu i w remisji. Mają ciastko i zjedli ciastko. I to parszywe. Nie ważne, nie ma się co pochylać nad wyniszczonymi i łysymi — wszyscy kiedyś tacy będziemy. Bycie szczęśliwym to nie stan, którego się doświadcza, i to, że dzisiaj jesteś szczęśliwy nie gwarantuje Ci bycia szczęśliwym jutro lub pojutrze. Life is brutal. Dlatego tak ważne jest to, by z radością GONIĆ właściwego króliczka, bo to sama pogoń musi sprawiać frajdę. Jeżeli nic nie osiągniesz w pogoni, a dalej chce Ci się biec, to możesz być pewny, że to właściwe zwierze.
Do rzeczy, chcę wiedzieć o tym jak osiągnąć bycie szczęśliwym tu i teraz. Natychmiast!
W ogóle to powiem Ci, że przegrywanie życia przy serialach jest całkiem spoko. Dobrze jest odkleić się od codziennych zajęć, odpocząć i zresetować głowę. Dobrze również jest mieć umiarkowanie w taplaniu się w tym ciepłym błotku. I od tego mamy dobrą wyjściową.
To, co nasuwa się jako pierwsze w przeszkodach na drodze do szczęścia jest magiczne zdanie, że szczęścia nie można kupić. Nie ma do niego również aplikacji ani oprogramowania. Większej bzdury nie słyszałem. Przecież każdy z nas robi to codziennie… Kupujemy sterty gówna i spędzamy sporo z naszego czasu przed telefonami próbując wmówić sobie, że to nam daje szczęście. Toniemy w długach i mamy relacje tak głębokie, jak gardło aktorki porno. Ulotne uczucie, które sobie serwujemy wszystkimi możliwymi alternatywnymi sposobami takimi jak ucieczka w alkohol, narkotyki, hazard, zdrady czy przelotny romans, to właściwie jeden do jednego próba stworzenia alternatywnej rzeczywistości lub spostrzeżenia świata we właściwy sobie sposób, niekonieczne w taki jak wygląda on rzeczywiście. To nic nadzwyczajnego, że uciekamy do mediów społecznościowych, IG, wycieczek i życia na kredyt lub nie… Chciałbym przypomnieć, że „Second life” powstało już lata temu 😉
To naturalne, że nie możemy, albo wydaje nam się, że nie możemy mieć życia jak chcemy. Nie potrafimy rezygnować i płacić za nasze wymagania. I tu faktycznie można wspomnieć raz jeszcze — nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Cały szkopuł tkwi w tym, że nasz czas jest ograniczony i unormowany. Mamy dokładnie tyle samo czasu ile ludzie, którzy zrobili więcej. Mamy do dyspozycji takie same narzędzia i możliwości, a mimo to nam się nie chce. Gdzie leży problem? W cenie tego szczęścia.
Bycie szczęśliwym kosztuje więcej niż Ci się wydaje…
No właśnie, przecież nikt o tym nie mówi. A przynajmniej Ci z pozoru grających szczęśliwych. Większość prawdziwych autorytetów przedstawia szczęście i sukces jako drogę okupioną mnóstwem wyrzeczeń. I sam zdałem sobie z tego doskonale sprawę, choć jeszcze nie jestem znany jak Prokop, Wojewódzki, Meller albo Orłoś. Nie wiem, czy chcę być swoją drogą, ale to nie zmienia tego, że cierpię z powodu ceny za sukces tego, jakim stałem się człowiekiem przez ostatni rok. W ciągu pół roku w swoim życiu zrobiłem więcej niż w ostatnie 10 lat, a pragnę zauważyć, że nie umieram za tydzień i mimo upadków i śmieciowych zachowań z których nie jestem dumny, to w całokształcie podoba mi się to co się wydarzyło.
Straciłem olbrzymią grupę znajomych, pozostało mi paru najbliższych. Nie piję alkoholu, więc jestem typem, na którego patrzy się jak na odmieńca, co stwarza komiczne wręcz sytuacje. Nić porozumienia z rodziną zamieniła się w relację partnerską. W pracy angażuje się bezinteresownie z nadzieją nadziei, że kiedyś ktoś to dostrzeże i doceni, a nie mam na to żadnej gwarancji. Wróciłem do nauki i szkoły, z którą wiążą się jedne z najgorszych wspomnień mojego życia — pisałem o tym we wpisie pt. „Demony ze szkolnej ławki” Komputer, pisanie i myślenie absorbuje 90% mojego czasu, a przez to nie mam czasu ani siły na odpoczynek. Chociaż przez ostatni miesiąc dałem sobie siana, to jest on niczym w porównaniu do ostatniego roku. To tak pokrótce.
Nie powiem Ci jak być szczęśliwym, ale ile za to zapłacisz
Większość z powyższych zachowań nie jest miła, wręcz przeciwnie jest straszna. Jestem samotny, zmęczony i przybity wieloma kwestiami, ale czuję, że to wysoka cena za poczucie wypełniające mnie gdzieś w środku i dobry głosik mówiący: „w końcu będziesz zadowolony”. I często jestem, nie mam na co narzekać, a wręcz tyle aspektów o które martwiłem się przez całe lata dzisiaj mam na wyciągnięcie ręki, a większość z nich to efekt uboczny prowadzonych przeze mnie działań.
Dotarło do mnie również to jak bardzo atencyjną prostytuką byłem przez lata. Jak bardzo uzależniłem się od ludzi, tylko po to, aby dowiedzieć się po czasie, że nie są mi potrzebni, a poczucie beznadziejności związane z ich brakiem, to jakaś chora i dziwna patologia. Straciłem kontrolę, całkowicie. Życie popycha nas do różnych zachowań, ale głowa zawsze dba o to, żeby były to zachowania jak najmniej nieprzyjemne. Okazuje się jednak, że one jak nietrudno się domyślić, nie prowadzą do niczego poza dryfowaniem po bezkresnej rzece życia, tylko po to, aby na sam koniec zjebać się z wodospadu i roztrzaskać o kamienie na dole.
I pewnie nie jest to wizja czegoś fajnego, ale nie zmieni tego, że zawsze są dwa bieguny i równowaga musi być zachowana. Jeżeli pragniesz czegoś, co ma olbrzymią wartość musisz zapłacić olbrzymią cenę. Jeżeli pracujesz, to osiągasz efekty. A jak chcesz spokoju, to pewnie przyjdzie Ci się mierzyć z niepokojami. Newton opisał to w zasadach dynamiki już lata temu.
Ile zapłacę za bycie szczęśliwym?
To chyba najważniejsze z pytań. A jednocześnie chyba pierwsze, które trzeba sobie zadać. Ile jesteś w stanie poświęcić, żeby mieć to, co chcesz i być tym, kim chcesz. Lekarze, których znam poświęcili całe lata po to, żeby dziś być tymi, których pyta się o opinię. Moi najbliżsi od kilkunastu lat pracują nad swoimi umiejętnościami, po to, żeby być jedyni w swoim rodzaju i tymi których zapamięta się na lata. Większości z nich brakuje relacji i bliskości. Większość z nich jest zniszczona obłędem swojej pasji. To cena, którą chcieli zapłacić. A przede wszystkim byli na to gotowi. A w jakim stopniu Ty jesteś gotowy? Ile zapłacisz za bycie szczęśliwym?
Czy jesteś gotów obserwować siebie? Ja patrzę na siebie z obrzydzeniem. To nic fajnego błądzić po meandrach swoich myśli i zachowań. Nie ma nic fajnego w krytycznym podejściu do swojej osoby. Poziom poczucia własnej wartości w swoich oczach, kiedy widzisz jak zawalasz na całej linii jak ja z pisaniem ostatnio to dramat. Prawdziwe, chłodne bezdyskusyjne podważanie swoich zachowań to katorga. Niezbędna. Bolesna i zostawiająca ślady. Kto wie, czy nie na całe życie? Mnie i wiele osób z mojego otoczenia niejednokrotnie cena zadowolenia i szczęścia doprowadziła do podobnych chwil jak przez ostatni miesiąc.
Nie wiem, czy to dobrze, ale wiem z największą pewnością, że gonię właściwego króliczka…
Walczę o każdego czytelnika. Uważam, że każdy, kto tu trafia, szuka czegoś, co mu pomoże, a takie teksty staram się tworzyć. Moja praca i idee rozpowszechniają się tylko dzięki ludziom. Spędzę znów kilka godzin, udostępniając moje wpisy, a Ty możesz to zrobić, klikając w guzik poniżej. Proszę, zrób to, jeżeli uznasz ten tekst za wartościowy.
[social_warfare]
6 komentarzy
W moim odczuciu, droga do szczęścia jest bardzo indywidualna. Jednym przychodzi to samo, bez wysiłku, natychmiast, innych to nieco więcej kosztuje. Każdy z nas jest inny i inny los go spotyka
Dzień dobry Ewo.
Bardzo dziękuję Ci za zaangażowanie i zostawienie opinii. Daleki jestem od myślenia, że cokolwiek przychodzi samo i bez wysiłku. Tym bardziej że rzeczywistość w brutalny sposób potwierdza te wątpliwości. Nie mniej słusznie, każdy z nas ma swoją indywidualną cenę do zapłaty.
Miłego dnia.
„… i szczęścia…”, „… i żebyście byli szczęśliwi…”- tak zwykle wyglądają życzenia z różnych okazji. A czym jest szczęście? Dla mnie to samorealizacja w danej dziedzinie, która dla kogoś jest ważna i sprawia, że niemal każdego dnia budzi się z uśmiechem na twarzy. Może to być rodzina, dla innych nauka, może podróże… Ważne, żeby ten stan utrzymać możliwie jak najdłużej. 🙂
Hej Monika!
Nie mam chyba nic do dodania w wątku 😉 I słusznie, najistotniejsze, żeby wciąż ten stan podsycać.
Dzięki za zaangażowanie.
Hmm..a czy w ogóle zasadne jest rozpatrywać pojęcie szczęścia w ujęciu kosztowym lub warunkowym. A może jednak szczęście to niewymierny stan, często ulotny, tu i teraz i niemierzalny. Poza tym jest to stan świadomy, przecież częściej zdarza się nie z przypadku, ale z wyboru, świadomych decyzji. Jak wiadomo samoświadomość to potężna siła. Szczęście przecież zawsze jest / bądź powinno być celem nadrzędnym, a nie podrzędnym, to wówczas trwamy i jesteśmy w harmonii. A może powinniśmy być bardziej uważni, cieszyć się z najmniejszych rzeczy, dostrzegać to, co tak naprawdę daje nam szczęście i wówczas świadomie je rozwijać;)
Zatem życzę, aby wszystko co robimy przynosiło tylko szczęśliwe chwile 🙂 Wszystkiego dobrego!
Dzień dobry Arleto!
Fakt rozpatrywania szczęścia przeze mnie w aspekcie kosztów lub warunków bierze się pewnie z ułomności odbierania codzienności. Jestem na tyle upośledzony w myśleniu, że nie dociera do mnie jeszcze, że, pomimo że czegoś nie widać lub nie ma tego efektów, to może to istnieć. Niestety, ale to moja wada, a w dużej mierze byłbym skłonny powiedzieć, że dziś sporo osób na to patrzy w ten sposób na wiele aspektów życia. Mimo tego, że większość jego aspektów jest niemierzalna, niewidoczna gołym okiem, nie da się jej obliczyć, ocenić, a nawet w dużej mierze wiele z naszych zachowań nie przynosi efektów, co nie znaczy, że nie mają sensu. Takie ujęcie jakie przedstawiłem to jedynie mała próba położenia swoich brudnych łap na kolejnym aspekcie codzienności z poczuciem wpływu na niego. Może i niesłusznie, i absolutnie zgadzam się z tym, że szczęście może być trochę, a właściwie powinno być efektem pobocznym działań i decyzji oraz wyborów podejmowanych świadomie. Ja na pewno nie dojrzałem do tego jeszcze, stąd tak prostolinijne i trochę rzeczowe podejście do tematu, być może za jakiś czas, kiedy odbuduję swoje poczucie wartości i pewność siebie, to zmieni się również spojrzenie na szczęście… Miłego dnia!
Comments are closed.