Dlaczego demony ze szkolnej ławki?
Jest sobota, popołudnie, a ja siedzę na korytarzu szkoły i znów mam je przed oczami; demony ze szkolnej ławki. Wiele można by powiedzieć o czasach szkolnych, ale z największym pewnością to, że nie wspominam ich dobrze. I wcale nie ma na to dużego wpływu kwestia czasu kiedy się uczyłem. A było to ponad 10 lat temu albo to, że ta nauka była nudna.
Największym problemem jest fakt, że mentalnie sporo w mojej głowie od czasów szkolnych pozostało. Niejednokrotnie, nie tylko przy tej okazji, przebywania w szkole wracam myślami do szkoły. Do ławki, korytarzy i każdego dnia, który spędziłem w jej murach. Co w dużej ilości sytuacji powoduje u mnie mdłości…
Ciągle się uczę i przebywam w murach szkoły
Przebywam tam również z innymi uczniami. I niejednokrotnie w mojej głowie pojawiają się wspomnienia sprzed kilkunastu lat. Bardzo często widzę w nich różne sytuacje, ludzi A czasami jest to uczucie, które ciężko jest opisać. Takie zwykłe poczucie niepokoju, strachu, obawy przed nie wiadomo czym. Czasami jest to strach związany z kolejnym wrażeniem tego, że znów nie spełnię czyiś oczekiwań.
I w tym wszystkim najlepsze jest to, że ten strach nie paraliżuje mnie. Pozwala mi normalnie funkcjonować, ale mimo wszystko mi towarzyszy. I podobnie jak wielu ludziom, z którymi rozmawiałem, którzy opowiadali mi o podobnych doświadczeniach, postanowiłem się publicznie tym podzielić. Pomyślałem, że jest to dobra forma autoterapii dla mnie. A w dużej mierze to o czym napiszę, będzie użyteczne dla innych. Być może pomoże komuś w namierzeniu i poradzeniu sobie ze swoimi problemami, którymi mogą być demony ze szkolnej ławki.
W szkole należałem do „gatunku patusa”
Wiele by można powiedzieć, o tym, co robiłem w szkole. Sam mógłbym napisać o tym książkę, jeżeli nie dwie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie te rzeczy były powodowane różnymi czynnikami zewnętrznymi. Rzeczami o których istnieniu nawet nie zdawałem sobie sprawy. Na pewno nie byłem wzorem ucznia. Najbardziej skrajne sytuacje, jakie pamiętam to znieważanie nauczycieli i używki. (Pisałem o tym, jak narkotyki i alkohol brały czynny udział w moim poczuciu bycia spoko dzieciakiem w TYM artykule). Do tego wagarowanie, znęcanie się psychiczne nad innymi uczniami.
Na koncie miałem również sprawę sądową o demoralizację jednego z uczniów. Po tej sprawie został mi przydzielony kurator sądowy, ale w tym szaleństwie była metoda. Przez długi czas w mojej szkole byłem rekordzistą, jeżeli chodzi o ilość punktów ujemnych. (Obowiązywał nas system, który nagradzał lub ukarał uczniów punktami, które później przekładały się na ocenę z zachowania). Najważniejsze dla mnie było skupienie na sobie uwagi. Do tego jeszcze dojdziemy.
Zawodziłem; fakt
Nie jestem dumny z żadnej z tych rzeczy, wręcz bierze mnie odraza, kiedy sobie o tym pomyślę. O wszystkich tych rzeczach, które powodowały ból, strach i bezradność ludzi, którzy byli wokół mnie, kolegów, koleżanki, rodziny i nauczycieli. Te wszystkie rzeczy, które działy się wokół mnie i ze mną w roli głównej były szalone. Miały pewnie sporo wspólnego z tym, że pochodzę z rozbitej rodziny. Od wczesnych młodych lat, kiedy miałem rok lub dwa wychowywałem się bez ojca pod opieką samotnej matki i dziadków. I żeby była jasność nie tłumaczę swojego zachowania tymi aspektami. Wiem natomiast, że mogły one mieć swój wpływ. Duży czy niewielki, ale miały.
Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe sytuacje, zasadniczo z perspektywy widzę, że nadawałem się do utylizacji. Najlepiej byłoby pozbyć się mnie i zapomnieć, że ktoś taki kiedykolwiek chodził po ziemi. Byłem totalnym nowotworem w zdrowym organizmie środowiska. Trułemm wszystko i wszystkich, nie zwracając żadnej uwagi na konsekwencje. I tutaj ta historia tego patologicznego zachowania mogłaby się skończyć. Gdyby nie jeden mało istotny szczegół.
„Zwariował świat, który mnie wychował…” Zwariowałem też ja, przez demony ze szkolnej ławki
Nikt, dosłownie nikt z mojego otoczenia poczynając od rodziców, kończąc na nauczycielach i pedagogach, nie zainteresował się tym, skąd to zachowanie się bierze. Wielu z nich myślało, że to po prostu okres dojrzewania. Na to najłatwiej zwalić winę, bo przecież każde dziecko taki okres dojrzewania przechodzi. Nie każde dziecko natomiast w taki skrajny sposób. Teraz z perspektywy doskonale widzę to, co generowało najwięcej problemów.
Było to mnóstwo kompleksów i poczucie wykluczenia ze środowiska, w którym nie byłem obiektem zainteresowania. Chodzi oczywiście o środowisko rówieśników, kolegów i koleżanek z klasy oraz szkoły. Jakoś nigdy nie miałem znaczącej pozycji w grupie, a tym bardziej takiej, która by mnie satysfakcjonowała. To doprowadzało mnie do olbrzymiej frustracji, wybuchów złości, agresji i wewnętrznej bitwy z samym sobą. Wszystkie konflikty skądś się biorą. Na pewno nie są elementem łańcucha DNA, mutacji genu albo jakimkolwiek innym biologicznym czynnikiem, z którym się po prostu rodzimy. Sporo z zachowań aspołecznych przeradzających się w różne jazdy brało się z zagubienia. Stąd, że nie potrafiłem się odnaleźć lub nie potrafiłem pozwolić na odnalezienie siebie w tym całym „ekosystemie”. To też pokazuje, że w moim przypadku system edukacji, wychowania oraz zrozumienia dzieci i ich emocji zawiódł na całej linii.
Nie bronię siebie. Nie mam powodów i czelności
I to również nie chodzi mi o zwalanie winy na czynniki zewnętrzne bądź osoby trzecie. Chodzi tylko i wyłącznie o to, że każde z dzieci ma bardzo podobne problemy. Problemy które najczęściej są bagatelizowane w dużym stopniu i kompletnie niezrozumiałe dla rodziców lub dorosłych z otoczenia tego dziecka. A z dużą dozą pewności mogę powiedzieć, że przynajmniej w moim przypadku dokładnie tak to wyglądało. To ja nie radziłem sobie z emocjami i nie potrafiłem się odnaleźć.
Historia osoby, którą Ci tutaj zamieszczę, pokazuje ten problem przez pewien pryzmat. Pokazuje, że nie tylko czynniki psychiczne w jakiś sposób generują problemy i zagubienie w środowisku. Mogą być nimi problemy fizyczne. Choćby takie jak upośledzenie słuchowe. A właściwie tego słuchu brak. Również to do podobnych problemów emocjonalnych może prowadzić. Może nie do takich skrajności jak w moim przypadku, ale to czynniki wyzwalające. Serdecznie chciałbym wam polecić artykuł Kasi, z bloga Migamy PJM-em. Szukałem podobnych historii. Robiłem Research. W internecie trafiłem właśnie na Jej artykuł. On bardzo mocno koreluje z tym, o czym mówię, ale jest osadzony w innych realiach.
Demony ze szkolnej ławki też są pod wrażeniem
Chciałbym jeszcze dodać, że jestem pełen podziwu dla wpisu Kasi, ponieważ mówienie o takich rzeczach okazuje się bardzo trudne, a przede wszystkim jest mocno zaburzające codzienność. Trzeba grzebać w przeszłości. I nawet dla mnie, piszącego o takich rzeczach już sporo, ten proces jest mocnym ciosem. Muszę mówić o rzeczach, które wydarzyły się paręnaście lat temu, a swoje żniwo zbierają dzisiaj lub zbierały jakiś czas temu i najczęściej są to negatywne efekty tych działań. Tym bardziej wielki szacunek dla Niej za podzielenie się Jej doświadczeniem.
Jak widzę demony ze szkolnej ławki dzisiaj?
To może zabrzmieć źle i smutno, ale prawdę mówiąc, to niewiele mam wspomnień ze szkoły, które dobrze mi się kojarzą. Bardziej niż jakiekolwiek sytuacje, przypominam sobie ludzi. I to również mnie napawa złymi przemyśleniami. Bo jak można dobrze nie wspominać czasów szkoły? No można. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że być może moja głowa po prostu zatarła te wspomnienia, by nigdy więcej do tego nie wracać. Natomiast ludzie, których wspominam, raczej kojarzą się pozytywnie, niż negatywnie. Nawet jeżeli jest to tylko uśmiech zażenowania lub drwiny.
Moja szkoła podstawowa, gimnazjalna, jak i liceum to tysiące uczniów, a z tych tysięcy osób pozostała w moim życiu tylko jedna. Być może dlatego, że od zawsze łączyły nas jakieś relacje i wspólne zainteresowania. Albo dlatego że była między nami jakaś chemia. Jest to mój obecnie serdeczny przyjaciel, dzięki którego uprzejmości, mojej upartości i otwarciu na wyzwania powróciliśmy do relacji z czasów szkolnych. Relacji, która owocuje wieloma pozytywnymi zmianami w moim życiu dzisiaj. To między innymi dzięki jego radom, jeżeli mogę to tak nazwać i mnóstwie spędzonych na rozmowach godzin, dzisiaj mogę się cieszyć tym, co robię na co dzień. Tym, że piszę, i tym, że jestem szczęśliwy w którym miejscu życia się znajduje.
Nie lubię przenosić przeszłości do teraźniejszości, szczególnie z ławki
To być może również zabrzmieć egoistycznie chamsko i arogancko, ale nie lubię spotykać się z ludźmi ze szkoły. (Kontakt z innymi mnie nie interesuje — prekornie ubrałem to w TYM wpisie). Nie lubię z nimi rozmawiać. W wielu sytuacjach nie mamy nawet wspólnego tematu. Jakiekolwiek ewentualne spotkanie skutkuje tylko suchą, krótką rozmową o tym, „co słychać?”. Uprzejmie rzucimy fałszywe, że „kiedyś się trzeba umówić na spotkanie”, a potem o sobie zapomnimy. I najczęściej u nich nie słychać nic albo „jest spoko”. To nic nie znaczy, nie niesie żadnej wartości.
Dodatkowo wielokrotnie mam wrażenie, że Ci ludzie, oczywiście nie wszyscy, ale spora większość zatrzymali się w czasach szkoły swoimi umysłami. I pozostali tam na lata. To absolutnie nic złego, że większość z nich pracuje od ósmej do szesnastej. Potem zajmują się swoimi rodzinami. A w piątek przemęczą piwo albo ze swoimi dziećmi cieszą się życiem. To być może ja jestem nudziarzem, ale tak drastyczna różnica postrzegania życia po prostu nie pozwala nam nadawać na żadnych, chociaż trochę podobnych falach.
I podobnie oni są dla mnie jak demony ze szkolnej ławki. I ja ten sam pośród nich.
„Co ja Ci powiem? Nic Ci nie powiem…”
No bo o czym mielibyśmy rozmawiać, jeżeli oni opowiadają mi o swoich dzieciach, na które ja na chwilę obecną nie jestem gotowy i nie mam ich w głowie? A ja mówię im o tym, że dzielę się w internecie z kilkoma tysiącami ludzi swoimi obserwacjami codzienności. To nie ma żadnej podstawy ani żadnego punktu który mógłby nas łączyć. Sprawdziłem to wielokrotnie. Być może ja mam problem ze znalezieniem tych punktów, ale druga strona zazwyczaj patrzy na mnie jak na świra, podobnie zresztą, jak i jak ja na nich.
I mimo wielu tych gorzkich być może słów, to zawsze staram się patrzeć na to w sposób podobny do Jacka Kaczmarskiego, który w swojej piosence pt. „Nasza klasa” opowiadał również o ciekawych i mniej ciekawych czasami tragicznych losach swoich kolegów i koleżanek z klasy. Mimo wszystko jednak finalnie kwitował to stwierdzeniem, że każdy jakoś sobie radzi i każdy idzie swoją drogą, to podobnie i ja staram się obierać to za punkt widzenia.
Czasami czuję smród przeszłości aż zanadto
Mam wiele naleciałości ze starych czasów, a właściwie z czasów szkolnych. Mógłbym wymieniać je co najmniej przez kilkadziesiąt zdań. Jednak nie ma to większego sensu i postaram się skupić na najgorszych i przynoszących najbardziej destrukcyjne rezultaty dzisiaj. One wszystkie wspólnie doprowadziły do niejednej tragedii w moim życiu. Mniejszej lub większej sytuacji podbramkowej, lub momentu w którym niepodjęcie decyzji było dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Najgorsza z nich wszystkich okazała się cholernie olbrzymia, potrzeba akceptacji środowiska i ludzi zasadniczo samych w sobie.
Przez to również wiele rzeczy odbieram personalnie. Poczynając od pracy i życia codziennego, na efektach pisania bloga i reakcji na te wpisy kończąc. Ta potrzeba akceptacji wynikała przede wszystkim, zresztą chyba nadal wynika z tego, o czym wspomniałem wcześniej, czyli braku pewnej przynależności i poczucia bycia w grupie. To spowodowało u mnie spory awers do kontaktów międzyludzkich. To zapewne w dużej mierze było przyczynkiem do rozpoczęcia pisania bloga. Miało ono na pewno olbrzymi wpływ na moje chroniczne lenistwo. Nie byłoby w tym nic strasznego, bo przecież każda z rzeczy które wymieniłem, może być naprawiona albo można nad nią pracować. Pod warunkiem, że zdaję sobie ktoś sprawę z tego, że ma to miejsce. Wiele sytuacji w moim życiu kończyło się tym, że nie potrafiłem namierzyć źródła problemu.
Nie sztuka jest wziąć na plecy całe zło tego świata
Wiele razy miałem za złe samemu sobie za rzeczy które kompletnie były odklejone od rzeczywistości. Błądząc po meandrach myśli przez lata całe, miałem wrażenie, że coś jest ze mną nie tak, że nie rozumiem tego świata. A ten świat ani trochę nie rozumie mnie. Dopiero po długim czasie zacząłem dostrzegać pewne zależności, które zaczęły układać mi się w logiczną całość. Dodatkowo; rozmowy ze specjalistami, najbliższymi znajomymi którzy mieli na tyle dystansu, żeby spojrzeć na tą kwestię w podobny sposób, pozwoliły mi zrozumieć, że sporo rzeczy we mnie wzięło się po części, chociażby z moich zachowań, schematów działania i problemów z czasów szkolnych. Nie bez powodu artykuł ten został nazwany „Demony ze szkolnej ławki”.
A to mnie napawa szczęściem ostatnio… Tomka demony ze szkolnej ławki
No i w tym wszystkim nie mógłbym nie wspomnieć o nowym utworze jednego z moich ulubionych twórców. VNM ostatnio wypuścił kawałek pt. „Tomek”. W dużym skrócie to mocno i dobrze opisana historia podobnego scenariusza. Psychiczna i mentalna niewola człowieka zamkniętego w klatce stworzonej ze swoich myśli i przekonań, naleciałości i ułomności świata, który go otaczał i niego samego. I o tyle, o ile podobna jest w tej historii zarówno teza, jak i puenta, która mówi o tym, jak mocno potrafimy się zacietrzewić w swoich przekonaniach. I jak wielki wysiłek musimy włożyć w walkę ze swoimi wyimaginowanymi i wykreowanymi myślami, to Tomka również gryzły podobne wątpliwości i bóle. Również polecam i to bardzo gorąco.
A część nauczycieli ze szkoły to spoko typy
I żeby nie zakończyć tego, tylko gorzkimi i ciężkimi przemyśleniami, to jak wspomniałem wcześniej, ciągle chodzę do szkoły. I mam olbrzymie szczęście, że trochę zmieniłem perspektywę patrzenia. Dzięki niej teraz paru z nauczycieli to moje „spoko typy”. I nie wyobrażam sobie, że nie zostaniemy po lekcji pogadać o jakimś ważnym i gryzącym nas temacie. Zamieniło się to w pewnego rodzaju przyjemny akcent związany ze szkołą.
Co mnie cholernie cieszy. Bo nierzadko Ci ludzie, starsi ode mnie i mający dużo większe doświadczenie życiowe rozmawiają ze mną jak z równy z równym. Niekiedy patrzą z podziwem, że człowiek ubrany w dresy i bluzę z kapturem nieodzywający się na wykładzie jest po prostu dobrym rozmówcą. Dla mnie to tylko potwierdzenie, że pewne demony ze szkolnej ławki zostały już przepędzone, a ja idę w dobrym kierunku i bardzo mocno mnie to cieszy.
A żeby zostawić nieco miejsca na Twoje demony ze szkolnej ławki…
Sporo z wymienionych tutaj punktów łącznie dało impuls do napisania tego artykułu. Jednym z nich był również film który ostatnio obejrzałem pt. „Duchy ze szkolnej ławki”. Średnia komedia, średnia aktorstwo, średnia historia. Można powiedzieć, że film jak każdy inny, klasyczny przeciętniak.
Padło w nim jednak jedno zdanie, które mocno przekonało mnie do tego, że być może i ja wyciągnę coś z niego. Duchy uczniów które były głównymi postaciami w tym filmie, aby przejść na drugi świat, potrzebowały dokończyć swoje obecne zadanie. Wywiązać się z pewnych zaległości. Aby zrozumieć więcej i rozwinąć ten wątek sam obejrzyj sobie ten film.
Niemniej mam wrażenie, że ten artykuł po części jest dokończeniem pewnego zadania związanego ze szkołą. Mam wrażenie, że sam przed sobą, a dodatkowo przed Tobą musiałem się z tego rozliczyć. I nie uważam w żadnym wypadku, że to tylko czcze gadanie i puste tezy. Po to zamieściłem tutaj kilka przykładów do źródeł zewnętrznych, abyś mógł zobaczyć, że takie rzeczy dotykają nie tylko mnie, nie tylko Ciebie. Dotykają każdego.
No i w końcu napisałem ten artykuł też po to, aby być może ktoś, kto boryka się z podobnymi problemami, miał okazję zderzenia swoich myśli i trochę ujarzmienia swoich demonów lub rozpoczęcia walki z nimi.
I mimo negatywnego wydźwięku tego artykułu jestem cholernie szczęśliwy, że mogłem o tym powiedzieć i przyniosło to dużo więcej dobrego, niż przez te lata poczyniło złego.
A Ty, jakie wspomnienia i przemyślenia masz względem swoich czasów szkolnych? Nie zapomnij zostawić swojego zdania na temat dzisiejszego wpisu. Chętnie wejdę w Twoje buty!
Walczę o każdego czytelnika. Uważam, że każdy, kto tu trafia, szuka czegoś, co mu pomoże, a takie teksty staram się tworzyć. Moja praca i idee rozpowszechniają się tylko dzięki ludziom. Spędzę znów kilka godzin, udostępniając moje wpisy, a Ty możesz to zrobić, klikając w guzik poniżej. Proszę, zrób to, jeżeli uznasz ten tekst za wartościowy.
[social_warfare]
8 komentarzy
Zacząłem to pisać długi komentarz, ale go wykasowałem. Nasuwa mi się jedno słowo te słowo to SZACUN!
Hej Daniel!
Dzięki za miłe słowa.
Miłego dnia.
Bardzo się poruszyłam czytając to… naprawdę dotknął mnie ten wpis gdzieś tam głęboko… Każdy ma swoje życiowe demony. Ty akurat piszesz o demonach ze szkolnej ławki, je również mam.
Hej Karolina.
Nie będę udawał zdziwienia poruszeniem. Sporo w tym wpisie było emocji, więc nie dziwię się, że ktoś może odbierać go emocjonalnie. Stajesz swoim strachom naprzeciw czy ich unikasz?
Pozdrawiam.
Miłego dnia.
hej, cieszę się, jak czasem wśród wielu jednakowych stron znajdę perełkę – tak piszę o Twojej stronie! W dobie kobiecych stron, blogów o modzie i urodzie niezwykle mi miło jak trafiam na męskie przemyślenia. Na początku chciałam zignorować ten wpis, bo przecież szkoła mi się z niczym dobrym nie kojarzy.. Dzieciaki mi dały popalić a ja nie byłam dłużna, tak się ten kołowrotek kręcił. Trudno stanąć w prawdzie, że były demony, a zarówno ja dla kogoś mogę być demonem. Wpis na piątkę, mam nadzieję, że znajdę czas by poczytać inne 🙂
Hej.
Ego nakarmione!
Mogę jedynie cieszyć się, że mogłem dołożyć odrobinę swoich przemyśleń do „eteru”.
Dziękuję.
Miłego dnia.
Jest mi niezmiernie miło, że w blogu wymieniłeś między innymi moją historię ze szkoły średniej. Podobnie jak Ty, odkąd skończyłam średnią szkołę nie mam kontaktu z moją klasą, nawet celowo unikałam klasowych spotkań. Nie mam miłych wspomnień i nie chcę znowu otworzyć starą, zabliźnioną już ranę. Nie, teraz mam inne życie, o wiele lepsze niż za czasów szkoły średniej. Pozdrawiam i miłego dnia 🙂
Hej Kasiu!
A mi niezmiernie miło, że dotarła do Ciebie wiadomość i postanowiłaś się odnieść 🙂
Trzymam kciuki mocno za Twoje działania!
Do zaczytania! Pozdrawiam.
Comments are closed.