Narkotyki i alkohol. O co tyle krzyku?
Narkotyki i alkohol. Czyli jak być spoko dzieciakiem? Tytuł może i jest krzykliwy, ale taki ma być. Ten artykuł to manifest i próba wyciągnięcia dłoni do osób, której tej dłoni potrzebują. Ja z całą pewnością takiej pomocy potrzebowałem jeszcze sporo czasu temu, ale na szczęście było wokół mnie sporo osób, które mocno o mnie walczyły. Miałem olbrzymi fart, a wielu takiej szansy nie ma.
Patrząc na przekrój społeczeństwa i olbrzymie zainteresowanie substancjami psychoaktywnymi, nabieram przeświadczenia, że to nie tylko starsze roczniki, ale również i młodsze coraz częściej sięgają po narkotyki i alkohol. Nie dla rekreacji, a dla ucieczki. Od siebie samych i codzienności. To nie wróży dobrze szczególnie w połączeniu ze słabym systemem walki z uzależnieniami, który na szczęście i tak powoli się rozwija ku dobremu. Nie umniejsza to jednak wagi problemu.
Najważniejsze wydaje się to, że cały artykuł powstał na podstawie moich wniosków i doświadczeń. Nie jestem terapeutą, nie pomagam ludziom zawodowo wydostawać się z kłopotów. Piszę ten artykuł z nadzieją, że ktoś, kto szuka odpowiedzi na nurtujące pytania, które sam sobie zadawałem, sięgając po używki, odnajdzie, choć część wiedzy tutaj.
Jeżeli czujesz, że masz problem, jak najszybciej skontaktuj się z centrum pomocy osobom uzależnionym, poniżej przedstawię kilka aspektów, które mogą Cię do tego przekonać. A jeżeli dostrzegasz u kogoś podobne problemy, jak opisywane w tym artykule, to czas najwyższy zacząć działać. Chyba że masz zamiar stracić bliską Ci osobę…
Kiedy narkotyki i alkohol przejmują kontrolę nad życiem?
Kwestie społeczne.
Odpowiedź jest dość prosta jak dla mnie. Po narkotyki i alkohol sięgałem z kilku podstawowych powodów, które dzisiaj mogę dosyć precyzyjnie wymienić. Z podobnych powodów po narkotyki i alkohol oraz po innego rodzaju używki przez lata sięgali moi znajomi.
Problemy w domu. Szeroki i bardzo pojemny temat. Od patologicznych zachowań rodziców, tworzenia iluzji normalnej rodziny przez brak zainteresowania dzieckiem, czasu dla niego oraz niezłomną wiarę w to, że znali jedyny słuszny sposób na nasze wychowanie. Kwestie naszych deficytów emocjonalnych i ułomności, i nie jest mowa tu o ułomnościach fizycznych. To było swoiste karmienie wewnętrznych demonów, problemów niezrozumienia siebie i swoich emocji oraz braku porozumienia ze światem zewnętrznym, rówieśnikami i środowiskiem.
Kwestie wewnętrzne.
Ucieczka od szarej rzeczywistości i stany odcięcia od świata realnego. To kolejny dobry powód, aby odpłynąć. I nie mam na myśli, tylko tych momentów, kiedy było źle. Odpływało się nawet w dobrych czasach, nie doceniając tego, jak dobrze jest dookoła nas. To zakrzywienie rzeczywistości sięgało niekiedy abstrakcyjnych wręcz sytuacji. Mimo świetnej zabawy bez używek, np. na imprezie, planowałem jeszcze bardziej to podkręcać. Tak jakbym chciał sprawdzić, gdzie jest granica szczęścia. Nie ma jej tam.
Ostatnie dwie kwestie są dosyć istotne i rzadko mamy na nie wpływ mimo odmiennego zdania społeczeństwa. Otoczenie i chęć pasowania, czyli to, co jest iskrą napędową dla wielu młodych osób na drodze do robienia głupstw oraz rozpaczliwy krzyk i wołanie o pomoc, oczywiście podświadomy i wewnętrzny. Żaden ani żadna z nas nie chce być wykluczony lub wykluczona z grupy rówieśników, a dodatkowo chcemy zazwyczaj się wyróżniać. To jest element, który prowadzi w wielu przypadkach do tragedii. I jak pokazują ostatnie lata — wypadki, dramaty ludzkie i tragedie, problem się pogłębia. Każde z powyższych zachowań to forma wołania o pomoc i błagalna próba powiedzenia światu: coś ze mną nie tak, proszę, pomóżcie mi, nie daję sobie rady… To straszne.
„Nie zawsze w życiu jest dobrze, natomiast ludzie zawsze dają radę…” Jeżeli sam/a doświadczyłeś podobnych sytuacji lub znasz kogoś, kogo trapią podobne problemy, podziel się z nim tym artykułem, może to przyniesie jakąś wartość lub wspólnie komuś pomożemy. Zostawiajmy świat lepszym, niż go zastaliśmy.
[social_warfare]
Narkotyki i alkohol. Moje doświadczenia.
To nie jest coś, czym się szczycę, wręcz przeciwnie. Wolałbym zachować to dla siebie, ale czuję, że powinno się o tym mówić choćby ku przestrodze. A jeżeli to ma komuś pomóc albo nawet uratować życie?
Przez całe lata próbowałem różnego rodzaju używek z różną intensywnością i okresami „przyjaźni”. Od samosiejki konopi przez alkohol, aż po znany sporej liczbie osób metylofenidad. Nie jest istotna ani ilość, ani działanie, bo każdy, kto tu trafił, większość spektrum zna i pewnie brał. A jak nie brał, to może i lepiej. Jeżeli chodzi o narkotyki to była to wtedy świetna zabawa, a dodatkowo odrywałem się od rzeczywistości na tyle skutecznie, że miałem swój lepszy świat zaraz po zarzuceniu czegokolwiek. Podobnie było przez lata picia alkoholu — od sporadycznych piwek na imprezie, po kilkunastogodzinne imprezy mocno zakrapiane alkoholem. Zazwyczaj do odcięcia. Wtedy słaniać się na kolanach po chodniku do domu, jako jeden z ostatnich „wytrwałych”, to naprawdę był wyczyn. Damn. Porażka…
Ze skrajności w skrajność. Od kradzieży do handlu.
Sporo używek doprowadziło mnie do skrajnych zachowań, od wynoszenia z domu różnych rzeczy po hodowanie trawy w domu. I tym sposobem prawie zostałem wyrzucony z domu przez rodziców pewnej pięknej wiosennej niedzieli, kiedy mama odkryła kilkanaście sadzonek w mojej szafie i łóżku. To nie jest scenariuszem kiepskiej komedii zza oceanu, takie rzeczy dzieją się pod Twoim nosem, a Ty o tych tragediach nawet nie wiesz, a często sam/a w nich uczestniczysz, wmawiając przy skręcie gronu znajomych, że wszystko spoko…
Czego się przez to wszystko nauczyłem?
Na pewno mam olbrzymią świadomość, że naznaczenie społeczne ludzi zażywających narkotyki i alkohol, to przekleństwo dzisiejszych czasów. Wytykanie palcem i namaszczenie jako ćpunów i alkoholików nie wyciąga tych ludzi z kłopotów, wręcz przeciwnie. Polecam obejrzeć wybitną osobę, która na temat uzależnień ma sporo do powiedzenia.
Co mi dały narkotyki i alkohol?
Niewiele wtedy. Krótkoterminową zabawę i stan euforii. Teraz dużo więcej widzę i mam trochę szerszy horyzont. Wiem, że wszystkie nasze problemy musimy przepracować sami. To wymaga sporo wysiłku i walki, ale czasami również specjalistycznej pomocy. Wiem również, że pogoń za szczęściem w używki staje się ucieczką przed problemami i to szybciej niż nam się wydaje. Wiem również, jak wiele tracimy z życia i jak wiele potrafią zabrać narkotyki oraz alkohol, ale też inne używki jak pornografia, hazard czy papierosy. To zniewolenie, którego nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. A na pewno będąc w jakimkolwiek uzależnieniu ciężko się zorientować i łatwo jest okłamywać siebie, że to tylko na chwilę, moment. I nie ma problemu, aby z tego zrezygnować. Kolejna bzdura. Jesteśmy niewolnikami…
Wszystko jest dla ludzi?
Dla ludzi tak. Nie dla dzieci oraz emocjonalnych rozbitków. Nie dla osób z problemami. Nikt, kto ma jakiekolwiek kłopoty z rzeczywistością, nie powinien sięgać po używki.
Paradoksalnie — zadowoleni z życia i szczęśliwi ich nie potrzebują…
Koszty alternatywne i konsekwencje.
Warto wspomnieć również o tym, że narazić się na problemy prawne w kwestiach takich jak narkotyki i alkohol to pestka. Nie wspomnę już, o konsekwencjach zdrowotnych, jakie niosą używki. I to nie tylko tych na polu fizycznym. Sporo efektów ubocznych zażywania różnych substancji psychoaktywnych powoduje trwałe uszkodzenia i nieodwracalne zmiany w organizmie. Nie jestem lekarzem, więc po konkretne przykłady zapraszam do najbliższego szpitala, szpitala psychiatrycznego lub Monaru.
Warto również pomyśleć o tym, co tracimy, uciekając w narkotyki i alkohol oraz innego rodzaju używki. Jaki jest koszt alternatywny, czego nie zrobimy, będąc na haju? To dość istotne, bo czas to wartość nieodwracalna.
Po co ten cały artykuł?
Tak jak wspomniałem. Chciałbym przeczytać kiedyś o tym, kiedy miałem problemy wyżej opisane. Chciałbym wiedzieć wtedy, że nie jestem sam i mogę zgłosić się po pomoc, może udałoby się to zdusić w zarodku. Nie mniej poradziłem sobie dzięki sobie, pomocy bliskich oraz spojrzeniu na kwestie używek z innej perspektywy, właśnie kosztów alternatywnych.
Od kilku miesięcy nie piję alkoholu, od wielu lat jestem totalnie czysty, poza paleniem elektronicznego papierosa. Jestem jego niewolnikiem. Nie mniej z wielu rzeczy zrezygnowałem sam, nie ciągnie mnie do nich i ich nie potrzebuje. Odnalazłem sporo szczęścia i ludzi, którzy skutecznie zastępują sztuczną radość prawdziwym szczęściem.
Nie zbawię narkomanów i alkoholików, ale życzę Wam jak najlepiej. Musicie wiedzieć, że macie ludzi, którym zależy na Was. Mnie również, choć się nie znamy. A Wy, którzy wiecie o problemach innych ludzi, nie pozostawajcie bierni. Pokażcie, ile dla Was znaczą, trzeźwi i „czyści”. Bądźcie szczęśliwi!
2 komentarze
Artykuł długi, ale akurat takie lubię przy porannej (no, już nie takiej porannej) kawie.
Zacznę od tematu: podoba mi się ten artykuł. Uzewnętrzniasz się i pokazujesz, że nie jest to „narracyjna” nota, a właśnie taka osobista. Można to wyczuć. Jednocześnie starasz się zbudować dystans między tym co piszesz a tym jaki jesteś; tak, by ludzie nie wyrobili sobie opinii zbyt łatwo. Bo niestety, łatwo wyrabiamy sobie opinie: napiszesz, że brałeś, a inni już mówią „narkoman”.
Ja z tych nie jestem, o to się nie martw 🙂
Tak, ludzie szczęśliwi nie sięgają po używki. I powody, które wypisujesz są prawdziwe. Jednakże ja zauważam jeszcze jeden: żyjemy w społeczeństwie kłamstw. W mediach kreujemy idealne życie; wmawiamy innym kłamstwa. I oni w te kłamstwa wierzą, a my wierzymy w ich kłamstwa. I jesteśmy nieszczęśliwi, bo nasze życie takie nie jest. I używki pozwalają zapomnieć o tym, że nasze życie to nie filmowa bajka, a taka zwykła, szara rzeczywistość.
Rzadko kiedy zaczynam od strony technicznej przy pierwszym artykule, ale kurcze, masz naprawdę ciekawą konstrukcję. Z jednej strony czytałam i byłam dwukrotnie pewna, że dotarłam do końca artykułu, a tu psikus, to tylko przerywnik (newsletter i udostępnianie). Z jednej strony mnie to strasznie denerwowało, a z drugiej przyznaję, że sposób osadzenia jest tak nietypowy, że ciężko to przeoczyć.
Masz ładne „wypunktowanie”, nagłówki, akapity. Technicznie, z tej strony nie mam złego słowa. Dobrze budujesz narrację, ale… hm. Nie wiem jak to powiedzieć by nie zabrzmiało to źle… Może tak: masz ten sam problem co ja gdy piszę długie artykuły. Rozwlekasz i przeciągasz. Czasami aż za bardzo i momentami ma się myśl „kiedy koniec?”
I warto po napisaniu artykułu zostawić go na bok na kilka dni, potem otworzyć w zakładce jakbyś był czytelnikiem i czytał na głos. Zdanie, po zdaniu. Wiele rzeczy łatwo wyłapać wówczas 🙂
Pozdrawiam!
Dobry wieczór.
Po pierwsze dziękuję Ci za tak dużo informacji. To bardzo ekscytujące, kiedy ktoś wylewa z siebie tyle informacji, tylko po to, aby odnieść się, do mojego pożal się Boże dzieła. Mocno budujące. Muszę łamać nieco konwencję, aby wbiło się to w łeb, stąd tak wiele skrajności. Co do realiów kreowania złudnego poczucia szczęśliwej rzeczywistości, nie mogę się nie zgodzić, wręcz przeciwnie. Dziękuję za zauważenie ciekawej konstrukcji tekstów, byłem przekonany, że to nie trafi w oczy. Rozwlekłość i lanie wody — absolutna zgoda, chodź przy tak emocjonalnym wpisie, jest to pewnego rodzaju wyciszenie emocji i krzyku. Nie mniej, czuję podobnie. Chciałoby się napisać TL;DR 😉
Dziękuję za zainteresowanie i pozostawiony ślad.
Miłego wieczoru.
Comments are closed.