Znowu obraza majestatu społeczeństwa… A jakże!
I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że z lekkim przerażeniem obserwuję, jak ta huśtawka emocjonalna ma wpływ na nas jako ludzi na co dzień. I to nie tylko przy okazji np. ostatnich kilku lat, ale na tym przykładzie głównie postaram się przedstawić, dlaczego określiłem nas jako przykrą chorobę polegającą na zwężeniu napletka członka męskiego… Bo podobnie jak on, niewiele jesteśmy w stanie wyjrzeć ponad to, co oferuje nam otoczenie i codzienność.
Każdy, na czele z kobietami może poczuć się źle, ale zapewniam, że to nie o urazę tu chodzi. Nie miałem innej metafory. Jeżeli ktoś mi dobry zamiennik podrzuci, z wielką chęcią zastanowię się nad zmianą tytułu. Zapraszam do sekcji komentarzy z propozycjami, a na razie usiądź wygodnie. Rozkręcamy wielką karuzelę wyśmiewania Polaków, na czele z autorem tego pożal się Boże bloga.
A ja — z całą pewnością jestem największym z naiwniaków, myśląc, że jeden lub kilka artykułów pozwoli mi zatrzymać ten rollercoaster, napędzany przez siły, o których pojęcia nie mam. Mimo to będę walczył, bo uważam, że warto. I za nic nie zamierzam odpuścić. W dalszym ciągu będę obrażał, wyśmiewał i wytykał palcem wszystkie sytuacje, których uczestnikami jesteśmy codziennie, a bezrefleksyjnie przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Samozwańczy DonKichot polskiej blogosfery.

Czym dzisiaj jest huśtawka emocjonalna?
No cóż, ja opisałbym to jako klasyczne diabelskie koło — takie z pierwszego lepszego wesołego miasteczka. Siadasz i wjeżdżasz na górę, a potem błyskawicznie na dół. I wszystko, co się dzieje dookoła to tylko sytuacja wykreowana po to, aby rozpędzić w Tobie emocje. Po to, aby za moment Cię całkowicie wyhamować, zabierając sprzed nosa czynniki emocjonalne. Teatr, koncert, w którym rolę aktorów i instrumentów wcielają się Twoje emocje. I wszystko byłoby super i na miejscu. Gdyby tylko nie ta pieprzona dyrygentura albo scenarzyści tego spektaklu…
Podam Ci przykład sprzed ostatnich kilku miesięcy. I będzie to temat niemiły i bolesny.
Pedofilia.
Wybacz, zapomniałem, że Ty już też zapomniałeś. O czym? O „Klerze”… No tak, bo to już jest za nami. Film widziałeś, nawet pewnie podyskutowałeś ze znajomymi, co o tym sądzicie. Nawtykaliście księżom, aktorom i nieudolnemu reżyserowi krzycząc pod nosem, że z pedofilami na stos. Nie miałbym nic przeciwko i zresztą nie mam co do samej idei filmu i poruszenia tak ważnego tematu. Od pomysłu, przez chęci, aż po realne zmiany jest bardzo długa droga. Przed filmem wybuchła ogromna dyskusja. Celowo nie określę stron i obozów oraz tematu dyskusji, jeżeli tamten okres można było w ogóle dyskusją nazwać. Mogę powiedzieć z całą stanowczością, że większość Polski o temacie słyszała. No i co się zmieniło? Jak problem został rozwiązany lub bardziej rozwiązywany? Oprócz chwilowego szumu, paru pojedynczych wręcz kuriozalnych akcji, nic nie poszło naprzód.
Miałem napisać recenzję Kleru po obejrzeniu filmu, ale sobie darowałem, bo liczyłem na to, że się mylę i ludzie podejmą inne działania. I że to ruszy poważnie społeczeństwo. Niestety, pomyliłem się — i jak nie ujawniałem wcześniej, tak teraz recenzuję, bez zmienionego zdania. Ten film nie daje żadnej nadziei. Koniec recenzji.

Więcej przykładów? Huśtawka emocjonalna nr 2
ACTA— I nie mówię tu o starym szumie z bodaj 2013 roku, kiedy miliony Polaków wyszły na ulicę. I tak mimo wszystko nic się nie zmieniło, ale rumor był spory — tylko proszę, nie przypisuj sobie zasług za brak wprowadzenia dokumentu, ponieważ został on podpisany, ale to nie zmieniło nic. Przynajmniej dla nas, na poziomie zwykłych szarych obywateli. A jeżeli jestem w błędzie, to proszę o sprostowanie. Teraz trzymają nas za gębę jakąś nową wersją, która na dobrą sprawę też nie będzie żadną rewolucją.
Tu również proszę o szczegółowy spis różnic dla Kowalskiego, jeżeli ktoś jest mocniej wyedukowany. Nie mniej, chciałbym tylko zwrócić uwagę na zamieszanie i pranie łba, którego doświadczamy. I Ty i ja. W równym stopniu. Przestaliśmy spoglądać pod nogi, a nawet nie próbujemy wystawić łepka ponad napletek, trzymając się terminowości tytułu wpisu. I dla jasności również. Mam daleko w tyle politykę, to efekt Twoich i moich działań, twoich i moich głosów. Możemy być źli tylko na siebie. A następnym razem dokonać innej decyzji.
Walczę o każdego czytelnika, bo uważam, że każdy, kto tu trafia, szuka czegoś, co mu pomoże, a takie teksty staram się tworzyć. Moja praca i idee rozpowszechniają się tylko dzięki ludziom. Spędzę znów kilka godzin, udostępniając moje wpisy, a Ty możesz to zrobić, klikając w guzik poniżej. Proszę, zrób to, jeżeli uznasz ten tekst za wartościowy.
[social_warfare]
Mowa nienawiści…
Marszów pod tą banderą nie zliczyłby chyba nikt, od niedawnego po ostatni, jaki pamiętam, chyba po zabójstwie jakiegoś chłopaka, przez Turka z kebaba. Jakiś czas temu. Później mu lokal podpalili. No i jaki efekt jest tych marszów? Gdzie marsze doszły i jakie za sobą pociągnęły konsekwencje? Na co dzień widzisz jakąś różnicę? A co się dzieje, kiedy pojawia się „grubsza sprawa”? Jak dla mnie koło się zamyka. Od czasów nieszczęśliwego wypadku i śmierci prezydenta, do chwili obecnej, zamiast myśleć o tym, jak każdy z nas może poprawić to „miejsce”, to szukamy winnego i chcemy go ukarać, a jak się go ukarze — to sprawa zamknięta. Faktycznie, aż do następnej tragedii.
Można powiedzieć, że wpis, który ostatnio zaserwowałem i kolejny zaraz po nim, to też mowa nienawiści. Z jedną małą różnicą. Nie ma w nim przytyków personalnych, mam gdzieś to, czy ten, co coś zrobił to Iksiński, czy Kowalski. Szukam rozwiązań zapobiegawczych. I takim działaniem np. jest piętnowanie spraw codziennych i pisanie o bzdurach — pozornie przynajmniej dla większości. Bo dla mnie to sprawy ważne. A czy dla Ciebie, nie wiem? Może przyszedłeś tu tylko dla chwytliwego tytułu, który Cię obraził. Nawet jeśli tak, to dobrze. Mam poczucie, że doczytując ostatnie akapity, dołożysz swoją cegiełkę do budowy lepszej codzienności.
Gdzie w takim razie ta huśtawka emocjonalna? I jak z nią walczyć?

Ostatni argument za stulejką i kończę o narządach płciowych
Stulejka to samoistna choroba. I taką samoistnością cechuje się również nasze myślenie. To, że działamy i kombinujemy w określony sposób, jest uwarunkowane np. naszym otoczeniem. A ta niemożność zdjęcia napletka nie jest wyrokiem śmierci, chodź strasznym utrudnieniem. (Choć jestem stulejarzem umysłowym, to nie mam stulejki w pierwotnej formie, musisz mi wierzyć na słowo. Z całego szacunku, jakim Cię darzę, nie załączę zdjęcia penisa dla dowodu).
Podobnie myślenie o swoich czterech literach i codzienności bez poglądu na szerszy obraz nie jest wyrokiem śmierci, to może on podobnie jak wyżej wymieniona choroba znacznie utrudniać. Utrudniać przede wszystkim złapanie długofalowych skutków naszych działań. Jeżeli dziś machniesz na cokolwiek ręką, to może jutro świat się nie zatrzyma, ale jak każdy z nas machnie, to może się okazać, że za dużo nas machnęło i któregoś dnia możemy się zdziwić, budząc się w dziwnym świecie bez kontroli nad swoim istnieniem, albo nie budząc się w ogóle, bo np. jakiś „wariat”, wobec którego nie wyraziliśmy społecznej dezaprobaty, przyjdzie i zagarnie Polskę, lub naciśnie czerwony guzik powodujący wielkie bum.
I ten wpis to też huśtawka emocjonalna. I wiem, że jest tu sporo gdybania. Sporo szerokich i luźnych kontekstów, ale o to właśnie chodzi. Im luźniej —, tym łatwiej się przecisnąć 🙂 Kończę bredzić, stulejarze Polski — łączmy się. Autorze wpisu, dorośnij i weź się za uczciwą pracę, a Ty drogi Czytelniku zrób, co uznasz za stosowne. Nie mniej dobrze byłoby, gdybyś dostrzegł, czym jest huśtawka emocjonalna w dzisiejszych czasach. I jak reagować, aby się zbytnio nie bujać.
Huśtawka emocjonalna to chyba przez ten Blue Monday czy coś…
Ta codzienność cieszy mnie największym skarbem, jakim jest życie, ale jest też moją femme fatale. Rozkoszna, cudowna, piękna i niedająca spać, i to nie z powodu swojej urody i namiętności, ale bólu i porażek, które widzę w jej czarnych błyszczących oczach…