Czy też zdarzyło Ci się stanąć w miejscu? Jesteś sam/a i czujesz, że w życiu nie masz nikogo dla siebie? Ciągle brakuje Ci kasy? Czujesz, że stoisz w miejscu i od lat się nic nie zmienia? Znajomi pracują na swoim,a Ty ciągle wkurzasz się, że znów musisz iść do znienawidzonej pracy? Dobrze trafiłeś/aś. Też przeszedłem przez te rzeczy i podzielę się z Tobą swoimi rozwiązaniami.
Problemy dotykają nas wszystkich.
Jak przetrwać kryzys życiowy? Takie pytanie zadawałem sobie całkiem niedawno, a właściwie towarzyszyło mi od dłuższego czasu. Wszystkie powyższe aspekty z tych wyżej wymienionych były również moimi utrapieniami. Co nie znaczy, że nie może być gorzej, ale o tym później. Wszelkiego rodzaju problemy życiowe mogą wygenerować u nas poczucie kryzysu życiowego, zawodowego, finansowego i pisałem o nich w tym artykule. Kryzys to pojęcie względne i bardzo subiektywne. Ktoś może zatrzymać się w miejscu po kilku latach pracy w korporacji i nie wiedzieć co z tym zrobić, a komuś może zginąć w wypadku cała rodzina i dla niego to będzie tragedia nie do przejścia. W sumie dla kogo by nie była?!
Nie mniej, nie więcej; przykłady można mnożyć, ale niewiele jest miejsc i źródeł, które faktycznie i rzetelnie, a już w ogóle z autopsji przedstawiają rozwiązanie danego problemu, czyli uporanie z się z kryzysem. Co w poniższym artykule w mniej lub bardziej indywidualny sposób postarać się przedstawić.
Wiem doskonale, że większość z Was i tak nie podejmie działań. Zostaniecie w kropce aż do momentu prawdziwego dramatu, a i tak to nie wszystkich przekona do ruszenia naprzód. Drogi Czytelniku/Czytelniczko! Do Ciebie mówię, Ty co faktycznie masz już DOŚĆ, a nie tylko gadasz, że mogłoby być lepiej. Zaparz herbatę, odstaw telefon, wyłącz muzykę i „patrz trochę szerzej” jak melorecytował Adam Zieliński! W dalszej części artykułu dowiesz się jak zrozumieć problem kryzysu i zacząć go rozwiązywać.
Kryzys to nie koniec świata.
Niezależnie od tego co się wydarzyło. Czy to będzie śmierć bliskiej Ci osoby, wyrzucenie z pracy, kłopoty finansowe, rozpad związku, śmiertelna choroba członka rodziny lub poważna Twoja, brak radości czy cokolwiek innego co fizycznie nie zabiło Cię, przynajmniej w tym momencie, to żadna z tych rzeczy nie zmienia tego kim jesteś. Nie ujmuje, ani nie dodaje wartości. Świetnym przykładem na to są ludzie niepełnosprawni, Ci których znam częściej nabijają się z niepełnosprawności niż stand uperzy w swoich kalekich programach. Dodatkowo większość z nich chce, a nawet wymaga tego aby traktować ich normalnie, bez żadnych uprzejmości i przywilejów. Czują się normalni i tak chcą być odbierani. To my swoim egoizmem i upartością tworzymy z nich kaleków. Tak samo postępujemy z ludźmi z kłopotami psychicznymi, psychologicznymi nawet z internetowymi ludźmi-memami. Odczłowieczamy wszystkie sytuacje, które nie pasują nam do „normalności”. Co jest idiotyzmem!
Niezależnie od tego jakie problemy dzisiaj Cię trawią i jak wielką tragedię przeżyłeś/aś to nie zmienia to nic. Może na nowo zdefiniować Twoje spojrzenie na świat lub ludzi, ale fizycznie świat dalej będzie się kręcił, Ty znów położysz się spać, a rano wstaniesz. Oczywiście nie tyczy się to ludzi z datą przydatności do przeżycia, ale to osobna kwestia o której wspomniałem. Dalej możesz zrobić tyle samo, a nawet więcej, bo Twój próg bólu jest dużo wyżej. Każdy z nas przechodzi kryzysy – małe i duże. I potrafią nas sponiewierać, wytrzeć nami, podłogę życia, kibel i co tylko jeszcze popadnie. I to jest moment na otrzepanie się.
„…Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie…”
Wiem, że prościej jest zanurzyć się w smutku i ubolewać nad tym jak bardzo cierpimy, ale to droga donikąd. Nic z tego nie wynika i na pewno nie przyniesie to niczego oprócz złudnego klepania po plecach przez kolejnych baranów nie potrafiących wyciągnąć do Ciebie ręki i najpewniej również takim, którym na Tobie faktycznie nie zależy. Bliscy raczej nie chcą abyś siedział z płaczem na samym dnie życia i tam zgnił?
Prawda wygląda strasznie, ale odzwierciedla olbrzymią patologię. Taki scenariusz jak ten opisany wyżej to znaczna większość. Jęczymy, płaczemy, zasmucamy się, narzekamy jaki to świat zły. Jaki w tym sens? Co Ci to daje mój Drogi Czytelniku? Czy po 3 miesiącu płakania w poduszkę jest lepiej? Czy setny znajomy klepiący po plecach nagle odmienił Twój żywot? Zapewne nie. Pora otworzyć oczy i pozbyć się zbędnych imaginacji. Jeżeli sam nie dajesz rady tego przełknąć, to potrzebna Ci pomoc, ale nie taka jaką opisałem wyżej, ale o tym za moment również.
„Nie zawsze w życiu jest dobrze, natomiast ludzie zawsze dają radę…” Jeżeli sam/a doświadczyłeś podobnych sytuacji, lub znasz kogoś kogo trapi kryzys podziel się z nim tym artykułem, może to przyniesie jakąś wartość lub wspólnie komuś pomożemy. Zostawiajmy świat lepszym, niż go zastaliśmy.
[social_warfare]
Oto moje sposoby na poradzenie sobie z kryzysem i aspekty oraz sytuacje, które z największą pewnością przyczyniły się do tego, że ten temat jest mi mniej wrogi, a nawet; o zgrozo, całkiem przyjazny i atrakcyjny. Przedstawię to w formie listy.
1. Samoświadomość.
To chyba najważniejszy temat. Najistotniejsze jest to, żeby zdać sobie sprawę co konkretnie jest nie tak. Co się wydarzyło? W jakich aspektach i dziedzinach życia, co doprowadziło do kryzysu lub szeroko rozumianych problemów. Piszę o tym, bo nie jest to oczywiste. Sam po sobie doskonale wiem, że ciężko było mi zauważyć, że życie nie idzie po mojej myśli i jestem z niego niezadowolony. Nie jestem wyjątkiem od reguły, czy tam potwierdzającym regułę. Jesteśmy zabiegani, wypaleni, przyciśnięci obowiązkami. Uciekamy w rozrywki, hazard, alkohol, pornografię, dragi i można by wymieniać jeszcze długo.
Wszystko co nas oślepia w danym momencie, sprawia, że często nie widać szpilki, lub igły wbitej w dupę, albo drzazgi pod paznokciem życia, która boli jak cholera, a nie widać jej bo cały pokój jest pełny od dymu z grassu, albo zalani mamy taki helikopter, że nawet nie wiemy gdzie boli. To destrukcyjna droga, która wzmacnia wszystkie bóle, a które po dłuższym czasie na pewno pojawią się z zwielokrotnioną siłą.
Dobrym rozwiązaniem jest zadanie sobie prostego pytania: czy jestem zadowolony ze swojego życia i chcę, aby dalej to tak wyglądało. Nie musisz odpowiadać od razu. Zastanów się nad wszystkimi aspektami swojej codzienności. Czy odstający brzuch lub dupsko jest dla Ciebie przyjemne, czy telewizor to dobra inwestycja czasu, czy jesteś zadowolony ze swojej pracy? To tylko przykłady, i jak widzisz skupiają się na błahych sprawach, ale to miejsce mają zająć aspekty przez Ciebie ważne w życiu. Z doświadczenia wiem, że to najczęściej od codziennych prostych rzeczy zaczyna się robić remanent, a potem zabiera się za większe. Dziecko też od razu nie biega, tylko uczy się raczkować. Więc poraczkuj trochę. To dobry czas na patrzenie pod nogi i na to gdzie się postawiło i stawia kroki.
2. Ludzie i otoczenie.
To kolejny punkt, którym trzeba się zająć. I tu powiem dosadnie. Omijaj idiotów, którzy klepią Cię po plecach, mówią Ci co powinieneś/powinnaś zrobić, ludzi, którzy pieprzą żebyś wziął się w garść i za robotę. Tfu! Mogą więcej zaszkodzić i napsuć, niż cokolwiek wnieść. Chociaż ponoć każdy idiota ma swoją historię… Znajdź ludzi, którzy wyleją Ci na łeb wiadro pomyj i gówna w jakim się znalazłeś, a potem wezmą Cię za rękę i będą z tego wyciągać. Ludzie, którzy z całych sił będą niszczyć Twoje sztuczne wyobrażenie o tym, że jest spoko i jakoś to będzie, takich potrzebujesz. Nigdy jakoś nie będzie, a nawet jeśli będzie, to zawsze skończysz jako JAKIŚ – jeżeli chcesz, super Twój wybór, szanuję.
Wystrzegaj się sugestii tych, którzy mają marniejszą i słabszą sytuację od Ciebie. Patrz na lepszych, na takich do których równasz, takich którymi chciałbyś/chciałabyś się stać. Przecież nie będziesz dyskutować o rozpoczęciu własnego biznesu z kimś, kto od 20 lat pracuje na etacie za najniższą krajową! Spoglądaj na autorytety, ludzi którzy coś dla Ciebie w życiu znaczą, mają coś co chciałbyś mieć i nie mówię tu o rzeczach materialnych.
I jeszcze jedno. Jak Ci brakuje takich ludzi, to po pierwsze zacznij ich szukać – najlepiej jak zwierzynę przy wodopoju, czyli w takich miejscach, w których bywają. A po drugie, jak nie masz z kim pogadać i zderzyć rzeczywistości to idź do psychologa albo terapeuty. To serio układa sporo w głowie, a właściwie tam możesz sobie sam/a sporo w głowie poukładać. Polecam szczerze DCP we Wrocławiu, dla wszystkich z okolic, ale szczegółowiej może o tym kiedyś opowiem. P.S – Pisałem o tym aspekcie w tym artykule.
3. „Nie jesteś Bogiem! Uświadom to sobie! Nie ma krzty boskości w tobie! To wiedz!”
No tak, istotna kwestia. Do cholery pogódź się z tym, że różne rzeczy będą się działy. Bliscy będą umierać, matki zabijają swoje potomstwo, gwałciciele krzywdzą dzieci, na świecie jest syf, który sami robimy, a dodatkowo wszyscy kiedyś zdechniemy, bardzo brutalnie mówiąc. Nic w tym aspekcie nie zmienisz. Nie masz a to wpływu, kto, komu, co zrobił albo zrobi. Nie masz nawet większego wpływu na to co Tobie ktoś zrobi lub zrobił. Trzeba to zaakceptować. Szef wypieprzył Cię z pracy? Pomyśl i zastanów się dlaczego. W następnej pracy wyeliminuj te czynniki. Ucz się na błędach! Prowadź dziennik. Pamiętnik. Pisz bloga. Nagrywaj filmy. Dokumentuj w jakikolwiek sposób, to co się stało i wyciągaj naukę. Nic nie dzieje się przypadkiem, a każde działania w efekcie finalnym – prędzej czy później zmuszą Cię do zapłaty za nie. W końcu przyjdzie Ci odpowiadać za swoje decyzje.
4. Ustal kierunek i płyń.
To chyba dosyć oczywiste, ale nie do końca jasne. Miejsce i świadomość tego gdzie jesteś dzisiaj to jedno. Kierunkek i wizja tego gdzie chcesz być, co musisz zrobić i czego się nauczyć to drugie. Ustalenie kierunku to niekoniecznie spisanie wszystkich rzeczy, które chcesz mieć, albo chcesz osiągnąć. To wyobrażenie sobie takiego życia, które jest zgoła inne od tego, które w tym momencie doprowadziło Cię do zaistniałych sytuacji. Jak chcesz wyjechać na drugi koniec świata bo kochasz słońce i uwielbiasz piasek oraz wodę, to zacznij się rozglądać i czytać o takich miejscach, odkładać kasę, robić plany. A z drugiej strony bieguna myślowego, jeżeli chcesz od zawsze zrobić sobie tatuaż, bo Ci się podoba, to pójdź do salonu, pogadaj z tatuażystą, odłóż kasę, wybierz wzór i zrób.
Nie wiem, czy to najlepsze przykłady, ale je zostawię, bo pokazują kierunek myślenia. Chodzi o podporządkowanie wszystkich rzeczy w życiu temu, jak sobie je wyobrażamy. Nawet jeżeli to ma być tylko jeden krok, jedna malutka decyzja, to traktuj ją poważnie. Jakby to była najważniejsza decyzja w życiu, jeżeli tylko jesteś jej pewien tak wewnętrznie, w sobie. Przestań gadać i sobie obiecywać, bo te gadanie to straszne śmieci.
W hardcorowej opcji zamiast martwić się i smucić tym, że ktoś umiera i nie ma dla niego ratunku, ktoś bardzo dla Ciebie ważny, to spędzaj z nim każdą możliwą chwilę. Ciesz się tym co Wam wspólnie zostało.
Kto nam tak namieszał w głowie, żeby tak mocno olewać siebie? Żyj jak chcesz. Nie będzie „NEW GAME”…