Cierpliwość. Czy to naprawdę takie trudne?

by Bartosz

Czym jest cierpliwość?

cierpliwość kamienie

Cierpliwość, termin przez wiele osób bardzo błędnie postrzegany. Nawet poważne źródła naukowe podają znaczenie tego słowa w pejoratywnym wydźwięku. Kim jest człowiek cierpliwy? To jak mówi nam słownik języka polskiego (wyd. Państwowego Wydawnictwa Naukowego):

cierpliwy

1. «znoszący ze spokojem przeciwności lub przykrości»
2. «umiejący wytrwale czekać»
Jak widzimy, pierwsze wyjaśnienie terminu określa cierpliwego człowieka jako tego, który z góry się z czymś negatywnym zmaga. Daleki byłbym od stwierdzenia, że cierpliwość to walka z przeciwnościami lub przykrościami. Może jest to pewnego rodzaju bitwa z samym sobą, ale na pewno nie tak powinno być to określane; przynajmniej w moim mniemaniu. Z największą pewnością natomiast można się zgodzić z drugim wyjaśnieniem słownika i powiedzieć, że cierpliwość to umiejętność wytrwałego czekania. Tylko właśnie, czekania na co? Na co czekają lub czego oczekują ludzie cierpliwi? Na czym im tak bardzo zależy?

Czym ta cierpliwość jest dla mnie.

Według moich dotychczasowych doświadczeń i obserwacji cierpliwość opisałbym jako brak natychmiastowych efektów podejmowanych działań. Jeżeli miałbym postawić znak równości to wyglądało by to tak: cierpliwość=wytrwałe czekanie z nadzieją na efekt w przyszłości. Jest to oczywiście bardzo ogólne pojęcie i każdy tą cierpliwość może opisywać inaczej, ale sens jest bardzo podobny. Dlaczego oczekiwanie z nadzieją na efekty? Dlatego, że nigdy nie mamy żadnej pewności co do efektów naszych działań. Możemy je z dużą dozą prawdopodobieństwa szacować jak to opisywałem w tym poście, lub w tym, ale nigdy nie ma pewności, że to nam się sprawdzi. Odnoszę wrażenie również, że problem z brakiem cierpliwości bierze się z ogólnej mody na kulturę obrazkową życia, a dopełniony jest konsumpcjonizmem, który jak nigdy dotąd bije nam w oczy zewsząd.

 

Skąd problem braku cierpliwości w ludziach?

Dlaczego większość ludzi odchudzających się nie odnosi swojego sukcesu? Dlaczego większość z nas żyje ponad stan, finansując życie kredytami? Dlaczego wreszcie nie chcemy pracować nad naszym sukcesem, biznesem, firmą, artyzmem, relacjami i wszystkim innym co wymaga systematycznych działań ? Bo jesteśmy leniami, a jak słusznie można zaobserwować to pewnego rodzaju patologia. Zakrzywienie rzeczywistości urosło do rozmiarów skali makro, a przynajmniej takie zjawisko zaobserwowałem w kilku państwach w których byłem pośród kilkuset, jeżeli nie kilku tysięcy ludzi z którymi miałem przyjemność poruszać ten temat. Słabo mi się robi patrząc na moje działania, tzn. to jak ja mało robię w porównaniu z tym co chciałbym, a jednocześnie tak dużo, a co dopiero nie mówiąc o tych, którzy nie pracują nad niczym; absolutnie niczym. Wiem, że są ludzie, którzy kochają swoje „nudne życie” i po prostu nie interesuje ich temat cierpliwości, ponieważ w ogóle jej nie doświadczają.

Ale co się dzieje z tymi, którzy nie mogą poczekać na zakup czegoś, na wakacje, na oszczędności, na lepszą posadę? Jakim szczytem idiotyzmu jest np. pojechać na bardzo drogie wczasy, finansując je kartą kredytową, tylko dlatego, że nie zdążyło się odłożyć kasy? Jakim trzeba być idiotą, aby zwalniać się z pracy po kilkunastu miesiącach z racji braku awansu, bo nie chciało się poczekać jeszcze kilka dni? Gdzie gonimy? Dokąd i za czym? Btw. powyższe przykłady są z mojego życia. Tak, w pewnych sprawach (a jest ich sporo) widzę w sobie po czasie (jak i teraz momentami) umysłową amebę.

No to gdzie jest problem?

Punktem zapalnym w moim mniemaniu okazuje się otoczenie. Ale nie rodzina, przyjaciele, znajomi czy partner lub partnerka. Otoczenie w którym żyjemy na co dzień. Zwróćcie proszę uwagę na to jak kiedyś wyglądał proces wzięcia kredytu. Ile formalności trzeba było dopełnić. Jak kupowało się rzeczy w sklepach, nie dalej jak 13-15 lat temu. Kredyty nie były reklamowane w telewizji, radiu, smartfonach, gazetach; a jeżeli były w jakiejś skali to naprawdę dużo skromniejszej niż teraz. Raty nie były ogólnodostępnym środkiem płatniczym. Tzn. funkcjonowały już w czasach PRL, ale nikt nie wciskał nam w gardła, że nie płacimy nic przez rok, a mamy nowy sprzęt od ręki z malutką gwiazdką w umowie, która rujnuje nam kieszeń i głowę. Nie twierdzę, że powyższe przykłady to zło wcielone, ABSOLUTNIE NIE. To kapitalizm, który jest piękną formą rozwoju, ale nasze głowy zostały przez to nieco „wyprane”. Wydaje się bowiem, że wszystko można mieć tu i teraz.

Jeżeli chodzi o finanse to…

A i owszem, od telefonów przez auta, aż po domy i samoloty można mieć od ręki jeżeli ma się pieniądze. Świat jest napchany wszystkim po brzegi, a będzie tego jeszcze więcej. I jak słusznie napisał Michał Szafrański (#szafi) w artykule „Po co mi coś, co może kupić każdy? – czyli o oszczędzaniu jako drodze do wolności” o rzeczach materialnych, to też do tego spojrzenia na sprawę chciałbym zachęcić Was. Nie posiadanie, jest miarą szczęścia, ale znaczna część może myśleć inaczej.

…a czym innym są dobra niematerialne.

Inną niż finanse są kwestie realizacji planów i marzeń. Odchudzanie, firma i inne kwestie, które wymieniłem wyżej oraz te których nie wymieniłem. Większość nie dostrzega morderczej pracy, lat spędzonych nad czymś co robiliśmy po cichu w domowym zaciszu. Większość widzi sukces i finał, a to tylko piękne zwieńczenie procesu; czasami kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Podstawą jest wizja życia, już o tym pisałem tu, nie będę się powtarzał. Problem jest dużo szerszy, a to dopiero początek rozmyślań. Odłożenie gratyfikacji to poczucie pracy za darmo, bez żadnego wynagrodzenia. Poczucie, że nie wiadomo czy to się opłaci. Ale systematyczna praca nad czymkolwiek zawsze się w jakikolwiek sposób zrekompensuje. Jeżeli nie będzie to radość z niej, pieniądze, albo uznanie lub cokolwiek innego to będzie to np. wyuczona zdolność lub umiejętność.

Poza tym nie wszystko co robimy w życiu się opłaca. Jak kiedyś powiedział wielki człowiek – profesor Bartoszewski:

„Na pewno nie wszystko, co warto, to się opłaca, ale jeszcze pewniej, z całą pewnością, wierzę w to głęboko, nie wszystko, co się opłaca, to jest w życiu coś warte.” – polecam cały wykład profesora na UW, ale te słowa padły pod koniec; około 59 minuty. I nie jest to czcze wstawianie mądrych cytatów, mądrych ludzi – jest to idealny przykład konfrontacji życia codziennego, które nas otacza w stosunku do mojego spojrzenia na sprawę.

https://www.tvn24.pl/wideo/z-anteny/refleksja-swiadka-stulecia-wyklad-wladyslawa-bartoszewskiego,176052.html?playlist_id=27094

 

O doktorze słów kilka.

A na koniec przykład z życia. Z dziś. Byłem u mojej serdecznej przyjaciółki na obronie rozprawy doktorskiej. Wiele głosów, które zasłyszałem mówiły o tym wielkim sukcesie i osiągnięciu; w postaci doktoratu. Ja natomiast uważam, jak i ona, że to najzwyczajniej w świecie piękne zwieńczenie 16 lat ciężkiej roboty lekarza i ostatnich 4 lat totalnego pochłonięcia się tematem i rzemieślniczej orki; mrówczej pracy nad zagadnieniem, które rozpracowywała.

Nic nie jest natychmiastowe.

Na wszystko musisz zaczekać.

Pytanie; czy Ci się chce, i czy masz na tyle siły?

 

 

PS. Jeżeli chodzi o (już) dr n. med. Dianę Kupczyńską – polecam. Kontakt do niej możecie znaleźć tutaj.

Medycyna estetyczna to jej wielka pasja; także jeżeli chcesz być piękniejsza/piękniejszy napisz do Niej! Ponoć nawet z moją gębą coś da się zrobić, a gorzej już mieć nie możecie. 😉

 

 

Podobne wpisy