Emigracja. Jak nie spieprzyć prawie 3 lat pobytu…

by Bartosz

emigracja uk mojeEmigracja w moim wydaniu.

Emigracja dla mnie to 32 miesiące spędzone na Wyspach. Praca na magazynie, własna firma cateringowa, tysiące kilometrów w trasie i mnóstwo tak pięknych jak i gorzkich chwil. Ale zacznijmy od początku. W okolicach lipca 2015 roku zostałem zwolniony po 3 latach pracy w jednym z największych call center we Wrocławiu. Pewny siebie, swojej wiedzy i umiejętności postanowiłem po prostu znaleźć inną pracę i kontynuować karierę trenera sprzedaży. Ku mojemu zdziwieniu przez następne 2 miesiące ciężko było mi dostać się na jakąkolwiek rozmowę rekrutacyjną. Mieszkałem w wynajmowanym mieszkaniu, byłem lekko ponad rok z moją partnerką, bawiłem się dobrze, mimo że moja sytuacja finansowa to było minus 30 tysięcy w różnego rodzaju kredytach konsumpcyjnych.

Po długich rozmowach ze znajomym, który karierę na wyspach robił już od kilku miesięcy oraz przeanalizowaniu tematu z moją partnerką – wspólnie podjęliśmy decyzję o tym, aby wyjechać do Wielkiej Brytanii – czysta emigracja zarobkowa. Po to, żeby zarobić parę groszy, spłacić moje długi oraz trochę odłożyć, wrócić i na spokojnie szukać innej pracy bez ciśnienia. Daliśmy sobie na to pół roku… tak, 6 miesięcy, około 180 dni. I tak zostaliśmy prawie 3 lata…

Jak widzę emigrację? Krótka historia.

Wielka Brytania to zarazem błogosławieństwo i przekleństwo, jakakolwiek emigracja podobnie.

Słyszałem kiedyś historię o dwóch braciach, którzy wyruszyli ze swojego rodzinnego miasta. Jeden z nich dotarł do kolejnej osady i zapukał do bram. Otworzył mu sędziwy starzec. Pierwszy z braci opowiedział mu o swojej podróży i na końcu spytał o to, jakich ludzi można spotkać w tym mieście. Starzec w odpowiedzi zapytał go, jacy ludzie mieszkali w jego rodzinnych stronach. Ten zaczął zachwalać i nie przebierał w komplementach – u nas ludzie byli cudowni, życzliwy, dobrzy dla siebie, a przede wszystkim uczciwi i prawi. Mędrzec odpowiedział mu, że takich samych ludzi spotka i w tym mieście.

Jakiś czas później po długiej wędrówce także drugi brat dotarł do tej samej osady. Historia znów się powtórzyła i brat spytał starca jakich ludzi można tu spotkać. Mędrzec ponownie spytał, jacy ludzie żyli w jego mieście. Na co brat odrzekł, że mieszkali tam sami nieudacznicy, złodzieje, oszuści, kłamcy i zbrodniarze. Mędrzec odrzekł, że niestety takich samych ludzi spotka i tutaj. Kiedyś tego nie rozumiałem.

Teraz z perspektywy widzę, dlaczego emigracja była dla mnie i po trosze wciąż jest jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Wyjeżdżając, widziałem ją tylko w różowych barwach. Była też otoczona pewną tajemnicą. Była nowym, nieznanym. Nie wiedziałem, co może nas tam czekać. Dlaczego tak dużo naszych rodaków właśnie Zjednoczone Królestwo obiera za cel podróży? Dlaczego większość ludzi, która tam jest opowiada, że nie wróci nigdy do kraju? Co takiego się tam znajduje, że ktoś może zostawić całe dotychczasowe życie, niekiedy rodziny, dzieci, majątek i wyjechać parę tysięcy kilometrów? Odpowiedź nie przyszła szybko. Czego nie powiedzą Ci ludzie będący na Wyspach?

O czym nie mówią emigranci?

Po pewnym czasie zapomina się o codziennej tęsknocie, jeżeli ma się do czego tęsknić (mam tu na myśli stan, w którym emocjonalnie lub w inny sposób jesteś związany z kimś, czymś lub miejscem w Polsce). Pomija się aspekty samotności i wyobcowania, odrębności i bytu w nieswojej kulturze. Nie twierdzę, że tak mają wszyscy, ale ja na pewno chciałbym o tym usłyszeć przed wyjazdem. „Tak, powinieneś był być na to gotowy” rozlegną się krzyki rozjuszonego tłumu emigrantów, ale pytam Was wszystkich i każdego z osobna – jak można być gotowym na coś czego nigdy się nie przeżyło i nie było się w stanie doświadczyć? Wielka Brytania to straszne miejsce dla ludzi emocjonalnie związanych z rodziną i domem – takich jak ja.

Jak bardzo straszne? Do tego stopnia, że kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt razy chciałem stamtąd uciekać, dosłownie uciekać, nie wyjeżdżać, kończyć pobyt, a uciekać. Nigdy nie czułem się u siebie, i pewnie mimo wszelkich zapewnień, nigdy nie poczułbym się tam jak „u siebie”.

Piękna strona UK?

Obca kultura była cudownie magiczna, do tego stopnia magiczna, że  pokochałem ją za całokształt nie rozumiejąc jej korzeni.

Kiedy zacząłem szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania dotyczące zachowania tubylców, skąd one się biorą, dlaczego jest tak a nie inaczej, skąd brak w Anglii pośpiechu, dlaczego mieszkają w cudownych starych domach i setek innych zagadnień przekonałem się, że nie jestem taki jak oni, nigdy nie będę i nie chcę być. Kiedy wlazłem między angielskie wrony nie będę krakał jak oni, więc nigdy angielską wroną nie będę i to nie miejsce dla mnie.

Od razu również wyjaśniam, że polską wroną w Anglii od samego początku być nie chciałem, gdyż nie przekonuje mnie życie w enklawie emigrantów na Wyspach, którzy za nic sobie mają to, że są niejako w gościach, i gościnne zwyczaje najzwyczajniej w świecie ignorują i robią po swojemu. Po swojemu też mówią, jedzą, imprezują, czyli dokładnie tak jak u nas, ale na innych współrzędnych geograficznych, które nie do końca muszą być takiej kultury jak gdzie indziej. Moja partnerka to odważna osoba, a przede wszystkim żądna przygód, powiedziała, że musimy spróbować i nie ma dłużej sensu się zastanawiać, czas nałożyć sobie tego „tortu”.

I tak 1 października 2015 roku wylądowaliśmy na lotnisku Jej Królewskiej Mości. W tym miejscu zaczyna się początek końca

Podobne wpisy

4 komentarze

S 16 sierpnia 2018 - 19:35

Bedzie drugi rozdzial?

Bartosz 16 sierpnia 2018 - 19:37

Jeżeli utrzymam się ponad lenistwem, to wpisy będą się pojawiać regularnie 2 razy w tygodniu.

02/15 3 września 2018 - 22:22

No !!! Czekamy…
Oby Cię leń nie dopadł.

Bartosz 4 września 2018 - 09:33

Hej! Dzięki za wsparcie. Będę starał się jak mogę. Miłego dnia.

Comments are closed.