Planowanie ma sens! Cz. II

by Bartosz
szachy - planowanie

Planowanie w szachach to podstawa. Skoro zwykła gra tego wymaga, to życie…?

Planowanie w dobrym tego słowa znaczeniu.

W poprzednim artykule opisałem jak planowanie można wdrożyć do swojego życia skupiając się na rzeczach pozytywnych i takich, których pożądamy. Wspomniałem również o tym, że wizja życia wspiera mocno podejmowane działania, a właściwie ułatwia podejmowanie decyzji. Ułatwia również utrzymanie właściwego kierunku życia i działań, które trzeba podjąć, aby osiągnąć to co się chce. Można usiąść i „namalować” lub rozpisać sobie wszystko czego pragniemy, ale w moim przypadku to przynosiło skutek odwrotny do zamierzonego. Problem pojawiał się w momencie myślenia o tym czego bym chciał i w większości sytuacji kreatywnych, które wymagały ode mnie kreowania tego co chciałbym robić, lub kim być czułem się strasznie przytłoczony tym, że ciągle muszę kombinować, a niewiele z tych rzeczy w rzeczywistości okazuje się przydatnych i pożądanych. Dodatkowo rzeczy, które definiowałem jako te, które sprawią, że będę szczęśliwy wcale się takie nie okazywały. Wręcz przeciwnie, doświadczałem szeregu zawodów i rozczarowań.

Długo zastanawiałem się jak ugryźć ten temat z innej perspektywy. Po około roku odpuściłem całkowicie i zrezygnowałem właściwie z jakiegokolwiek stawiania sobie celów. Przyniosło to efekt jeszcze gorszy niż poprzedni stan. Przez brak planu między innymi, rozpadł się mój czteroletni związek. Doprowadziło to również do momentu w którym znacznie przekroczyłem wagę swojego ciała, zrezygnowałem z biegania, które lubiłem, przepuszczałem pieniądze, które miałem odłożone oraz powiększyłem znacznie poziom swojego zadłużenia i olewałem mój związek. Nie robiłem dosłownie nic. Dramatyczna sytuacja; wcale nie było to żadne rozwiązanie. Wręcz przeciwnie, był to krok, który doprowadził mnie na dno.

Planowanie czy ucieczka?

Po dłuższym czasie tkwienia w takiej bezradności zatraciłem całkowicie swoją osobowość. Zapomniałem o tym co lubiłem robić, siedziałem bezmyślnie oglądając seriale przed komputerem, marnotrawiłem dziesiątki godzin tygodniowo. Gdyby ktoś z boku popatrzył wtedy na mnie, to wyglądałem jak ćpun w najgorszej fazie zejścia, z tą różnicą, że u mnie stan ten był permanentny. Nie chciałem już więcej zawodów. Byłem wykończony tym, że większość rzeczy, które robię nie daje żadnej frajdy z życia. Trafiłem w końcu w punkt. Któregoś dnia zrobiłem całkowity remanent swojej przeszłości. Wypisałem wszystko co zrobiłem, opisałem każdy z najważniejszych obszarów życia dla mnie, takie jak: rodzina, przyjaciele, finanse, pasja lub też hobby; jakkolwiek by tego nie nazywać, kariera zawodowa, marzenia oraz efekty działań, które podjąłem lub tego co z tego wyszło.

Nazbierało się tego, a to był dopiero początek mojego rozgrzeszenia. Zdałem sobie sprawę, że planowanie nie przynosi, aż tak spektakularnych efektów w moim wypadku ze względu na to, że szybko się nudzę i jestem z natury leniwy. Zawsze szukam drogi na skróty, której nigdy nie ma. Wiem, to idiotyczne zachowanie, ale ciągle z nim walczę, podobnie jak z lenistwem i mam nadzieję kiedyś osiągnąć poziom na którym absolutnie nic nie będę miał sobie do zarzucenia. Wracając do tematu. Dopiero całkowity obraz mojego dotychczasowego życia wraz z efektami moich działań rozpisany na kilku stronach A4 dał mi realny obraz tego co się stało / co się dzieje. Dopiero wtedy mogłem zacząć planowanie, planowanie oparte na eliminacji składników życia, osób lub działań, dzięki którym znalazłem się w chwili obecnej z taką, a nie inną perspektywą na dalsze życie.

A odnośnie drogi.

Wpadła mi w międzyczasie w ręce książka dr. Roberta Maurera – „Filozofia Kaizen. Jak mały krok może zmienić Twoje życie.”

https://helion.pl/ksiazki/filozofia-kaizen-jak-maly-krok-moze-zmienic-twoje-zycie-robert-maurer,filokv.htm#format/d

Kaizen to sztuka doskonalenia małymi krokami, ale przede wszystkim jest to sztuka, która opiera się na ciągłym doskonaleniu. Jak można doskonalić coś co jest nienamacalne? To znaczy jak można doskonalić nasze plany, których jeszcze nie zrealizowaliśmy lub nie możemy zrealizować z jakichkolwiek przyczyn? Wpasowało mi się to idealnie w model mojego myślenia. Jeżeli do tej pory zrobiłem w moim życiu rzeczy XYZ i dało mi to efekt w postaci ZYX, to poprawiając już wykonane działanie / kroki jestem w stanie osiągnąć więcej.

Oczywiście to nie znaczy, że od razu lub w ogóle kiedykolwiek osiągnę jakikolwiek cel, ale istnieje dość duże prawdopodobieństwo upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. Z jednej strony ciągle będę poprawiał siebie jako człowieka i kształtował w doskonalszym stopniu moje dotychczasowe działania, co wyeliminuje znudzenie, a skłoni do ciągłego myślenia o tym jak coś zrobić lepiej, a z drugiej strony mogę osiągać lepsze rezultaty na podstawie danych i efektów poprzednich i ulepszonych działań.

Tak proste, że aż za bardzo.

A co z negatywami w moim życiu?

No właśnie, skoro pozytywne myślenie o celach niewiele mi dało to spróbowałem w drugą stronę. Rozpisałem, i robię to wciąż wszystkie moje zachowania, za które się nienawidzę, nie podobam się sobie oraz, te które sprawiają, że czuję się źle. I zacząłem od pierwszego punktu… Krok po kroku, punkt po punkcie, skrupulatnie eliminuje z mojego życia wszystkie negatywne rzeczy w modelu, który przedstawiłem wcześniej. Od zmiany nawyków zdrowotnych przez aspekty pisania tego bloga, kończąc na obgryzaniu paznokci. Cały wachlarz działań niepożądanych w moim życiu z dnia na dzień się skraca. Lista jest jeszcze olbrzymia, ale kilka kroków, które wykonałem do tej pory sprawiły, że już teraz mogę powiedzieć, że naprawdę życie jest piękne. Nie byłem szczęśliwszy przez ostatnie 3 lata bardziej niż teraz. Daleko mi oczywiście do ideału, jeżeli mam mierzyć do mojej idealnej osoby, którą chciałbym się stać, ale robię absolutnie wszystko, aby w tamtym miejscu kiedyś się znaleźć.

Garść wniosków.

Nie uważam, że jest to świetny sposób na planowanie swojego życia dlatego, że potrzeba mnóstwo pokory, gorzkich słów wobec siebie oraz dużo samokrytyki. Jedno co jest pewne to, to że po takiej sesji ze sobą samym i po godzinach przepłakanych nad straconymi szansami pojawia się miłość do samego siebie i do swojego życia. To stawia na nogi mimo tego, że trzeba zmierzyć się ze swoimi demonami, a tego nie lubi większość z ludzi, których miałem przyjemność lub wątpliwą przyjemność spotkać na swojej życiowej drodze, ale wiem, że po burzy zawsze wychodzi słońce, a od paru gorzkich słów nikomu nie spadł włos z głowy, a już z największą pewnością można stwierdzić, że nikomu nie wyszło to na złe; wręcz przeciwnie.

Wiem również, że jak dzisiaj dam ciała, to jutro słońce dalej będzie świecić, a ziemia krążyć tak jak dotychczas. Świat daje nam szansę codziennie, pytanie które mi się rodzi w głowie każdego dnia, to pytanie o to, dlaczego ja nie miałbym dać szansy sobie; kolejnej i kolejnej i kolejnej. Nawet jeżeli popełniam błąd, ale go widzę i wyciągam z niego naukę to nic się nie stało, a właściwie stało się wiele, stałem się lepszy. O chwilę, o doświadczenie, o decyzję…

 

Podobne wpisy

2 komentarze

Szyderczy Włóczykij 9 września 2018 - 20:05

90% rzeczy w swoim życiu nie planuję… Ale nikt nie mówił, że jestem normalny (no poza panią w okienku na pkp).
Jednak to wszystko zależy od charakteru…

Bartosz 9 września 2018 - 20:19

Hej Włóczykiju!
Nie twierdzę, że to wymóg. Istnieje jednak spore prawdopodobieństwo tego, że jeżeli masz skrupulatny lub nawet ogólny plan to zaplecze poczucia sensu jest nieco większe niż kiedy dni mijają na podporządkowywaniu się temu co przyniesie jutro. Przynajmniej tak mi się wydaje. A jak Ty oceniasz swoje „spełnienie” w życiu?

Comments are closed.