Dlaczego rozwój osobisty stał się tak nędznym i wyszydzanym „bytem”?
Publiczny punkt widzenia na różnego rodzaju wydarzenia lub aspekty rozwojowe jest tragikomiczny, płytki i powierzchowny. Coś co miało napędzać wszystkich i każdego z osobna zamieniło się niejako w publiczny lincz na osobach, które w tym nurcie odnajdują sens i szansę na zrobienie czegoś dobrego dla siebie i świata. Nie potrafię zrozumieć tego mechanizmu, ale być może jeszcze nie dorosłem. Kiedy natomiast spotkałem się z sytuacją w której ktoś zaatakował mnie i moje poglądy twierdząc, że te wszystkie książki i obejrzane wywiady mnie ogłupiły pomyślałem, że być może warto się nad tematem pochylić. Skąd więc społeczne skrzywienie na słowa „rozwój osobisty”. Skąd te wszystkie złote cielce, które zarabiają na owieczkach żyjących w bańce iluzji? Dlaczego zmiany w życiu prywatnym tak bardzo przeszkadzają osobom trzecim? Skąd tak duża popularność np. fanpage’a Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty?
Sens rozwoju osobistego nie jest powierzchowny, a na pewno nie ma nic wspólnego z rzucaniem bluzgami ze sceny lub złotoustym śpiewem sukcesu.
Rozwój ma wiele znaczeń, ale najbliżej mi do tego ze słownika języka polskiego.
rozwój
Można powiedzieć, że jest to proces doskonalenia. W takim razie gdzie jest błąd poznawczy i skąd ta cała nagonka? Moim zdaniem, problem generują ludzie, którzy próbują lub skutecznie wykorzystują zagubionych w dzisiejszym świecie ludzi. W większości z olbrzymią liczbą kompleksów i wewnętrznych sprzeczności. Poturbowanych przez życie. Skutych łańcuchami głupoty, która bije z każdego możliwego i dostępnego medium. Tak, tak to znów generalizacja, ale czy naprawdę potrzeba Wam, abym wymieniał 90 czy też 95% stacji radiowych, telewizyjnych, aplikacji, mediów społecznościowych i innych kanałów komunikacji? Szarlatani krzyczący do tłumu ludzi populistyczne hasła, które karmią ich wewnętrzne demony to rodzaj… zaraz, zaraz czy kiedyś przylizany Pan z Niemiec z charakterystycznym wąsem nie robił czegoś podobnego? Czy obecna władza na świecie, w Polsce również nie krzyczy w podobny sposób?
Może tylko mi się wydawało. Wracając; skierowanie myśli ludzi uczęszczających na podobnego rodzaju spotkania/wydarzenia, jakkolwiek by tego nie nazywać, na tory obrazy i wkurzenia na świat zewnętrzny nie prowadzi do niczego. W dodatku, te wszystkie gwiazdy „sceny rozwojowej” mają gdzieś to, że po wyjściu z ich prelekcji, oprócz pustych frazesów i nadmuchania otaczającą aurą w umysłach ludzi nie pozostanie nic więcej. Nie przeszkadza im to tak długo, jak długo osoby te finansują ich działalność. I to tutaj leży problem. I wydaje mi się, obserwując to wszystko, że tego rodzaju bredni i kolorowej otoczki nie trawi większość.
Coach, mentor, trener, szkoleniowiec, wizjoner, wirtuoz… Który z ekspertów (realnych) tytułuje się mianem eksperta?
Jacek Walkiewicz, którego uwielbiam za dystans do życia, powiedział kiedyś, że zmiany trzeba zacząć od siebie i na sobie poprzestać. Dostałem olśnienia kiedy zdałem sobie sprawę, że problem o którym mowa leży u podstaw percepcji. Postrzegając tego rodzaju ludzi jako wzoru do naśladowania, o zgrozo! Nie weryfikując ich osiągnięć, nie poddając w wątpliwość kwestii, które poruszają i tez, które głoszą ciągle będziemy kręcić się w kółko. Większość z tych kukiełek, skaczących radośnie po scenie i wykrzykujących hasła „zmieniające życie” zabrnęło tak daleko w swoich wizjach, że niejako odkleili się od rzeczywistości. Polecam serdecznie w tym miejscu jedno z wideo Piotra Marszałkowskiego o „magu” z Kalisza i zarazem wspomnianą w wideo książkę jednej z byłych pracownic „maga”. Świetna robota.
Link do książki:
https://ebookpoint.pl/ksiazki/sila-odwagi-zacznij-zyc-swoim-zyciem-edyta-gabrys,s_001l.htm
Problem ze znalezieniem autorytetu…
Rozwiązanie dla mnie było banalnie proste. Znalazłem w swoim towarzystwie ludzi, którzy są dla mnie wzorem do naśladowania i okazało się to lekiem na całe zło, jak śpiewała Krystyna Prońko w latach 90. Wydawać by się mogło, że to jest łatwe, ale kiedy spojrzymy na wachlarz naszych znajomości może okazać się, że nie ma takich ludzi, którymi chcielibyśmy się stać, lub jak którzy żyć. I to może być moment przełomowy, który otworzy oczy na rzeczywistość. Oby.
Najgorszym elementem powyższego rozwiązania jest to, że ludzie bliscy, którzy są dla nas wzorem mogą szybko sprowadzić nas na ziemię i to najczęściej nie poprzez poklepanie po plecach. Część z nich jak już wcześniej wspomniałem może nas po prostu kopnąć w tyłek i zostawić kiedy nie będziemy brnąć ku swojemu, ale wydaje mi się to jednocześnie największą wartością. W tym miejscu chciałbym ten post uciąć mimo, że tematu nie wyczerpałem, ale chcę Wam drodzy czytelnicy zostawić trochę własnej przestrzeni, która czasami przydaje się kiedy trzeba złapać oddech i wcisnąć hamulec.
Podziękowania…
Dziękuję za wszystko do tej pory,
Diana, Anna, Kamil, Emil, Michał Szafrański, Mariusz, Marcin, Ira i każdemu kogo nie wymieniłem, a wie doskonale, że strzelił mnie w łeb wtedy kiedy potrzebowałem.