Związek, a właściwie obraz związku.
Mój ostatni cudowny związek, piękne, niepełne 4 lata. Dla jednych to dużo, a dla innych to chwila kiedy obchodzą swoją 50 rocznicę ślubu. Mimo tego, że minęło od naszego rozstania już kilka miesięcy, to nadal mam wrażenie jakby to było wczoraj.
A wszystko zaczęło się od motyli i gór, rzeczy które pokochałem tak jak jej oczy w które bałem się patrzeć. Wspólne mieszkanie, tysiące kilometrów na rowerze i setki godzin na spacerach. Wspólna muzyka, filmy, czarny, ciężki humor. Podobne podejście do życia, zajawki i góry, te kochane góry. Taki sam poziom zagubienia i niezdecydowania co do przyszłości, ogromne problemy, bardzo ciężka przeszłość. Cudowne rodziny; chodź rozbite, wspaniali przyjaciele i bliscy oraz uśmiech, ten szczery, piękny uśmiech.
Wspólna emigracja, własna firma tysiące kilometrów stąd i przepłakane wspólnie chwile. Załamania, krzyki i kłótnie. Ciche dni, rozmowy o rozstaniu i ból, który rozdziera duszę. To wszystko było piękne i nadal jest chodź jest już przeszłością. To wszystko co wydarzyło się przez ostatnie lata było tak piękne i dobre, że to, że skończyło się rozstaniem to happy end. Taki sam, jak to, że po tych paru miesiącach rozmawiamy bardzo często, a kiedy byłaby potrzebna pomoc to jedno może bezapelacyjnie liczyć na drugie.
A to już znaczy dużo.
Albo mi się wydaje?
Nie.
Znaczy bardzo dużo.
Związek, a właściwie jego niepełnosprawna część.
Zacznijmy od początku. Czego zdążyłem się nauczyć? Co właściwie doprowadziło do tego stanu rzeczy? I jak się przed tym uchronić? Zaznaczam, że są to moje przemyślenia na temat błędów przeze mnie popełnionych – wszelkie próby odczytu poniższych kwestii jako swoistego rodzaju „żali” lub pretensji do świata – MAM GDZIEŚ, gdyż jak wspomniałem to moje obserwacje, dotyczące moich pomyłek.
Ale do rzeczy.
- Otoczenie i ludzie wokół.
Chyba najbardziej pomijany fakt. To znaczy, że nie zdajemy sobie sprawy jak wielki wpływa na nasz związek ma otoczenie. I nie jest tu tylko mowa o ludziach, których spotykamy. Mowa tu o dosłownie całym otoczeniu. Zaczynając od miejsca zamieszkania, przez pracę, znajomych, ludzi przewijających się w naszym towarzystwie, aż po kwestie mieszkania czy też domu. Wszystkie te punkty zebrane w całość potrafią w złej konfiguracji doprowadzić do niezłego zamieszania.
Sporo osób, z którymi rozmawiam (a chodzi tu głównie o pary) twierdzą, że te kwestie nie mają większego znaczenia w ich kolorowym i pięknym związku i życiu. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że bynajmniej. Ponieważ te same pary notorycznie o te kwestie toczą boje i występują odtwarzane w pętli dyskusje na ich temat. Co za szczyt intelektualnej perwersji, mówić, że nie mamy ciśnienia np. na zmianę miejsca zamieszkania, a w kółko paplać o tym, że nie ma w danym regionie pracy, którą jedno z nich chciałoby wykonywać. Cisnąć po wampirach energetycznych i idiotach z którymi nie chce się spędzać czasu, a z braku innych spotykać się właśnie z nimi.
Moje doświadczenie.
To samo spotkało mnie. Jeżeli chodzi o miejsce zamieszkania i warunki to nigdy nie zadowalały mnie w 100%, nie byłem na tyle bystry żeby zorganizować to tak jak sobie wymarzyłem i jak byśmy sobie tego życzyli. Wiedziałem jak nasz dom miał wyglądać, rozmawialiśmy o tym mnóstwo razy, a mimo wszystko nie zrobiłem nic, aby te oczekiwania wcielić w życie. Cóż za baranizm. <- słowotwórstwo – poziom przedszkole. Co do ludzi – z tym było lepiej. To znaczy odciąłem się od większości idiotów z naszego towarzystwa, ale mimo wszystko nie chciało mi się szukać nowych, wartościowych znajomych. Chyba liczyłem, że pojawią się sami?! Wtf? Praca to temat rzeka. Mam wrażenie, że jest to w ogóle temat na osobny artykuł, ale tu było nawet spoko gdyż lipną pracę zamieniliśmy na własną firmę, którą z dumą reprezentowaliśmy przez okrągły rok. O firmie i powodach zamknięcia, też kiedyś szerzej.
Co w takim razie?
Błagam siebie i Was wszystkich. I życzyłbym sobie oraz Wam tego, aby bardziej zadbać o swoje wspólne otoczenie i zwrócić większą uwagę na to gdzie, z kim i w jakim miejscu (przebywamy?) istniejemy jako związek. Mówi się, że otoczenie kształtuje człowieka, to nie prawda, ale siedząc dzień w dzień pod sklepem między żulami, istnieje spore prawdopodobieństwo na upodobnienie się do ich stada. Wiem, słaba i skrajna metafora, ale wyraźna i dosadna. Łapcie drugą. Jeżeli związek to piękny kwiat – to co może się z nim stać w starym, zapomnianym ogrodzie ze słabą ziemią, bez dostępu światła, wody i wszystkich niezbędnych substancji odżywczych nawet jeżeli ogrodnicy będą nad nim siedzieć dniami i nocami i chuchać, i dmuchać jak tylko się da? Pominę już kwestie, że w takim ogrodzie nikt nie powinien nic sadzić i nic się urodzić nie powinno.
Kilka słów na koniec początku.
Uff, sporo tego wyszło, a ja dopiero zacząłem, a lista ma jeszcze kilkanaście punktów. Rozbiję je więc na parę artykułów, ponieważ wątpię żeby komuś chciało się czytać coś przez kilka godzin. Chyba, że jest inaczej to dajcie mi znać w komentarzu lub poprzez zakładkę kontakt. Chciałbym również zaprosić Was do lektury moich pozostałych artykułów, a w szczególności do dyskusji na podejmowane tematy.
Miłego!
PS. Bardzo dobra lektura – tutaj. Coś czego nie usłyszycie na co dzień odnośnie relacji intymnych. Dla niektórych; niestety, tylko w języku angielskim.
3 komentarze
Czasami dwojka kompletnie roznych od siebie osob tworzy bardziej udany zwiazek niz ludzie majacy ze soba wiele wspolnego. Wkoncu przeciwienstwa sie przyciagaja.
Hej Anonim! Czasami tak, a czasami to totalna pomyłka. W jednym i drugim przypadku w moim mniemaniu otoczenie może grać znaczącą rolę. Wydaje mi się, że im mniej wspólnego tym większa szansa, że przy niesprzyjających warunkach związek się rozleci. Ale to moje spojrzenie na temat, więcej o podobieństwach i wspólnych cechach wkrótce!
Jezeli otoczenie ma wplyw na powodzenie zwiazku to znaczy ze to jeszcze nie to. Jezeli naprawde na kims Ci zalezy to bedziesz umiał znalezc kompromis. Takie moje skromne zdanie ?
Comments are closed.