Uważasz, że nikt Cię nie docenia? Masz problem z zachowaniem się w pożądany przez Ciebie sposób? Nie jesteś wytrwały? Niewiele Ci w życiu wychodzi? Odczuwasz, że nie tak miała wyglądać ta bajka? Zapraszam na starą śmierdzącą kanapę dla idiotów. Usiądź i odpocznij, przecież tego potrzebujesz. Jesteś tak bardzo zapracowany i zabiegany.
I w punkt na dzień dobry.
Ile jesteś wart? Po powyższym wstępie pozwól, że od razu i dosadnie. Może nie jesteś wart nic? Istnieje spore prawdopodobieństwo, że Twój ukryty talent to dla społeczeństwa i świata totalny syf. Zbędny i niepotrzebny. Podobnie za jakiś czas może się okazać z blogiem, co jednak ilość czytelników szybko weryfikuje. Wręcz przeciwnie. Przynajmniej nie teraz, nie dopóki w takim tempie rośnie Wasza ilość. Mimo że to nie koniec listopada to miło mi sobie pogratulować, że jestem na tyle interesujący, że tak dużo Was tutaj przybywa wraz z każdym kolejnym miesiącem. Skok o kolejne kilkaset osób względem poprzedniego utwierdza mnie w przekonaniu, że nie muszę sobie przynajmniej w małej części zadawać pytania: „czy warto”?
Tutaj poprzednie miesiące dla porównania.
Powróćmy…
Nadmierne spojrzenie na siebie jako osobę wysoce obdarowaną intelektem, umiejętnościami, talentem czy Bożą Łaską (niepotrzebne skreślić) to domena dzisiejszych czasów. Jeżeli ktoś ma odrobinę oleju w głowie, zrozumie nawet wyżej wplecioną ironię o moim żałosnym mniemaniu własnej twórczości. Nie zmienia to faktu, że nazbyt mocno eksponujemy zbyt wiele chujowych treści i wartości zbytnio nikomu nieprzydatnych. Większość z nas dzieli się rzygowinami codzienności, nie bacząc na to, jakie to niesie za sobą konsekwencje, jaki to ma poziom, a co najważniejsze w tej układance — czy to właściwie cokolwiek lub kogokolwiek oprócz karmienia własnej próżności wspiera.
Bohužel, jakby powiedzieli nasi południowi sąsiedzi…
Robacy! Cytując geniusza, jakim niewątpliwie był i jest Testoviron. Każdy może robić, co mu się tylko żywnie podoba. I ani ja, ani jakakolwiek inna ameba nie może eksponowania swoich twórczych konkluzji umysłu zabronić. To, że nie każdy powinien to robić, to zupełnie inna para Roleksów; powracając do Piotra Zimmermana. W dalszej części dowiecie się jak nie zdziwić się, kiedy za to wszystko przyjdzie kiedyś bardzo słono zapłacić… A ja jestem tego najlepszym i najgorszym przykładem.
Miarę człowieka stanowi posiadana wartość
I celowo ten dwuznaczny śródtytuł umieściłem. Nie mniej nie więcej, dokładnie tak to wygląda. Oceniany/a jesteś przez całe społeczeństwo. Rozpoczynam od pracodawcy, partnerów biznesowych, przez partnerkę/partnera. Aż po rodzinę, znajomych oraz osoby w towarzystwie. Ba! Nawet jak Cię odwiedzi ksiądz po kolędzie i już po wyzwiskach od zachłannych zboczeńców otworzysz mu drzwi i go wpuścisz, to nawet on nie będzie przychylny temu, że z kobietą lub facetem żyjesz bez ślubu z bachorem… Wszystko i wszyscy są w mniejszym lub większym stopniu wystawieni na ocenę innych ludzi.
Nikt nie ma prawa mnie oceniać!
Albo mocniej. „Jebać policję, tylko Bóg może nas sądzić!” Może krzyknąć każdy, kto choć raz starł się z wymiarem sprawiedliwości, a na darmowym koncie Spotify lub w loopie na YT leci u niego w kółko Hemp Gru? Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni — tak mówi cytat z jednej z książek. Chyba nie zaadaptowaliśmy rzeczywistości do tego zdania. W pierwszej kolejności rzucą okiem na Twój wygląd, siano, pochodzenie. Potem zajmą się kwestiami pobocznymi. Inteligencja, wiedza, umiejętności, aspiracje. I tak nie zawsze.
I nie ma się co oszukiwać. Jeżeli naprawdę w żadnej z powyższych dziedzin nie masz wiele do zaoferowania, to jesteś nikim. I pomijam już fakt tego, jak inni na Ciebie spoglądają i co wnosisz do ich życia. Lub równie dobrze czego nie wnosisz, to jest jeszcze jedna ważniejsza kwestia. Kiedy ostatni raz byłeś z siebie zadowolony/a? Przy jakiej okazji naprawdę z głębi siebie stwierdziłeś, że jesteś geniuszem? Albo wręcz prościej. Kiedy ostatni raz w lustrze sam/a się do siebie uśmiechnąłeś/aś w geście zadowolenia choćby ze swojego wyglądu? No właśnie.
Skoro sam/a tego nie robisz, to ciężko wymagać tego od świata zewnętrznego. Nie robimy tego, bo być może gdzieś podświadomie wiemy, że jesteśmy „wydmuszkami”, a na tęgie głowy jedynie pragniemy się kreować. Podobnie zresztą jak autor tego pożal się Boże bloga.
Ile jesteś wart? To pytanie wydaje się związane jakoś mocno z konkretną wartością lub cyframi, mniej z zasobnością wewnętrznej wartości człowieka. Na pewno i w jednym, jak i w drugim wypadku wypadałoby mieć co odpowiedzieć.
Podziel się swoją odpowiedzią i tym artykułem.
[social_warfare]
Mówi się, że jesteś wart tyle ile Twoje słowo. Albo, że tyle ile dajesz innym. Z żadnym się nie utożsamiam, ale bliżej mi do drugiego. Najtrafniej natomiast moje podejście opisuje zdanie, że jesteś wart tyle, ile uważasz, że jesteś wart. I już wyjaśniam, dlaczego mam czelność pisać te wszystkie brednie i skąd te śmiałe tezy pseudofilozoficzne.
Oczywiście, że tak. Sądzę, że to jeden z najważniejszych życiowych kapitałów. „Jeżeli uważasz, że coś potrafisz, albo nie potrafisz, to w oby przypadkach masz rację”. Jeżeli czujesz się zajebisty i jesteś w stanie to pokazać ludziom, a efekty Twoich działań to potwierdzają, to nie ma lepszej sytuacji. Rzućcie okiem w stronę ulicy Wiejskiej i tego budynku na niej stojącemu. Ci ludzie perfekcyjnie wpierdalają nam od lat do głowy rzeczy, które chcemy usłyszeć i doskonale im to wychodzi. Co jakiś czas miliony wybierają tych lub innych, ale zawsze posługujących się tym samym schematem.
To świetny przykład przekonania o własnej wartości trzymania ludzi za mordę.
Podatek od życia
Jeżeli jednak Twoje umiejętności i przekonanie to tylko złudna iluzja to w życiu będą Ci się pojawiać zgrzyty i niejasności, których nie będziesz w stanie wyjaśnić. Kobieta po latach Cię zostawi, zostaniesz bez kasy, nie będą Cię chcieli w żadnej robocie jak na załączniku przed monitorem. Ależ podwójne zagranie. Gimbaza pewnie żartu nie złapie, ale Wy pewnie tak! 🙂
Za te iluzje przychodzi w końcu zapłacić tak jak w wyżej opisanym skrajnym przypadku gamonizmu. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że skuteczność jest miarą prawdy. Jeżeli ktoś nie jest w życiu skuteczny, to znaczy, że prawda, którą się posługuje, jest nieaktualna. I ta prawda o sobie, czasami ciężka, gorzka jak czekolada albo to białe coś na grejpfrucie, to coś, co trzeba przełknąć.
Wiem doskonale, że nie jest łatwo poddać się takiej swojej weryfikacji, albo – co gorsza – samemu zdecydować się to „SPRAWDZAM”, ale warto to zrobić jak najszybciej. Słyszy się o osobach, które zmieniają swoje zachowania i życie w wieku 60,70 lat. To jest spoko, ale po co aż tyle czekać, aby sprawdzić, czy te nasze umiejętności nie są, aby czasami zbyt wyidealizowane przez nas samych. Albo w ogóle nie kleją się z rzeczywistością.
Racjonalne podejście to niezłe podejście
Byłbym bucem, gdybym uważał inaczej. A to dodatkowo nie daje możliwości zrobienia kroku naprzód i nauki.
Jeżeli zarabiasz dzisiaj 1800 złotych, nie masz partnera lub partnerki, jesteś otyły, a wszystko dookoła wydaje Ci się bez sensu. To nie znaczy nic innego, że na tyle sobie zapracowałeś i tyle jesteś wart. Przykro mi, ale to prawda. I mógłbym tu napisać, żebyście ruszyli dupę i zaczęli coś robić, aby poprawić swoją sytuację, ale nie mam na to żadnego wpływu. Absolutnie żadnego. Mogę coś tu wyskrobać po to, aby skłonić do refleksji, ale tu się już nie da zwiększyć dramaturgii sytuacji. I najlepszą puentą naszych chu*owych sytuacji w życiu jesteśmy my sami.
„Trafiłem na podatny grunt. Jak ziarno. Podlewają mnie sprytni i bystrzy ludzie, tacy jak Wy. Oby Wam się chciało, tak jak mi. Rosnąć *”
*Ku*wa, ale słabe.
Tym bystrym jak umysł autystycznego dziecka poszczepiennego akcentem zachęcam Was do weryfikacji swojej wiedzy, wartości, umiejętności i kieszeni. Obyście się zaskoczyli. Może to Was skłoni do działania.
Słabe teksty przeplatane mądrymi cytatami potrafi nawet taki wioskowy głupek jak ja.
2 komentarze
Chwileczkę chwileczkę. Czyli jeśli ktoś zarabiał, powiedzmy, 5000 zł a potem nóżka się podwinęła i trzeba było zasuwać za połowę tej kwoty to oznacza, że wartość tego ktosia (ktosi?) spadła o 1/2? Stracił na wartości niczym pakiet akcji? Bo wychodzi na to, że panna Hilton z automatu jest więcej „warta”, niż przeciętna Kowalska, chociaż nic w tym kierunku nie robiła. Otrzymała jedynie w spadku bogaty (i wysoko wyceniany) kapitał gentyczny, materialny i społeczny. Można dyskutować, że bez własnych zasobów by go straciła. Być może. Ale przekładanie wartości człowieka na wartość portfela mnie razi. Bo chyba chodzi o bycie w zgodzie ze sobą i własnymi wartościami, prawda? Owszem, jeśli radzisz sobie w pracy, masz dobre relacje z bliskimi i udany związek to dość dobre wskaźniki Twojej „skuteczności”. Ale nie w tym sensie, że ktoś inny jest mniej wart czy mniej godny szacunku. Po prostu w danych obszarach dobrze sobie radzi. I świetnie. Problemy nie świadczą o tym, że jest się mniej wartym. Świadczą jedynie o tym, że trzeba coś zmienić.
Witaj!
Profesor Mirosław Bańko, polski językoznawca twierdzi, że noga może się jedynie powinąć, jeżeli mówimy o sytuacji, kiedy komuś przydarzyło się coś nie po jego myśli. Absolutnie nie twierdzę, że wartością materialną kogokolwiek jest ilość zarabianych pieniędzy. Wręcz przeciwnie. Ilość posiadanych pieniędzy, ale to zupełnie inna kwestia. Ktoś kto z dnia na dzień zarabia połowę tego co zarabiał w kontekście jego wartości nie znaczy nic, jeżeli on nie czuje, że stracił cokolwiek. Bardzo, niesamowicie bardzo podoba mi się porównanie do pakietu akcji. Chyba powiedziałbym, że tak, zgadzam się z tym… Jeżeli ktoś ma dzisiaj świetne życie, jest cudowny dla bliskich, rodziny, jest spełniony zawodowo oraz ekonomicznie, to w momencie popadnięcia w alkohol, narkotyki, romans lub hazard to spora strata dla jego „akcjonariuszy”, których rozumiem tu jako członków rodziny i kręgu znajomych 🙂
Pani Hilton, niezależnie od tego w jaki sposób, a nie nam to oceniać (ponieważ nie byliśmy przy rzekomym przekazaniu majątku, chyba że byłaś, to wybacz) utrzymuje tą wartość i to jest sztuka sama w sobie. To, że J. Bezos czy ktokolwiek inny z listy „Top 100 by Forbes” ma olbrzymi majątek nie ujmuje ani trochę wartości Matce Teresie z Kalkuty albo bezdomnemu pod najbliższym mostem. Wymieniłem wartość finansowo-ekonomiczną jako jedną z wielu mierzalnych dla mnie, a to że razi Cię to nie znaczy mniej lub więcej, że na życie patrzysz przez inny pryzmat, ale to nie ujmuje wartości ani mojemu, ani Twojemu spojrzeniu.
Problemy nie znaczą o wartości człowieka – zgadzamy się w 100%. Nie świadczą również o konieczności zmian, a przynajmniej nie w oczywisty dla wszystkich sposób.
Poczucie własnej wartości wobec samego siebie to klucz do zrozumienia naszych sukcesów lub niepowodzeń oraz oceny słuszności naszych decyzji, ale tylko i wyłącznie wobec nas samych. Jeżeli czuję, że jestem otyły i nie podobam się sobie, a dodatkowo siedzę i oglądam seriale popijając piwo, a do tego głośno narzekam, że świat jest zły, i moja otyłość to spisek koncernów spożywczych to takiej wizji świata oczekujemy?
Ja się na to nie godzę. Jeżeli otaczają mnie ludzie sądzący, że Masoni rządzą światem, a dodatkowo nic się nie opłaca robić, bo nasze żywota są zapisane w gwiazdach, to wystawiam tym ludziom palec, tak mocno i pretensjonalnie aby ich dotknęło, do żywego.
Nie ujmuję jednocześnie nikomu z powyższych, każdy ma prawo do wszystkiego. Ktoś kto ma odrobinę oleju w głowie wie, że wartość samego siebie i poczucie własnej wartości to coś na co trzeba ciężko pracować, a w dodatku ciągle utrzymywać na odpowiednim dla siebie poziomie.
Mam nadzieję, że odniosłem się do każdego aspektu wystarczająco dosłownie i konkretnie?
Nie mniej, bardzo dziękuję Ci za zaangażowanie i pozostawiony po sobie ślad 🙂 Liczę na kontynuację rozmowy.
Pozdrawiam,
b.
Comments are closed.